sobota, 18 lipca 2015

#02 Go away


5 października, piątek
- Shi!
Dziewczyna właśnie brała poranny prysznic. Chociaż był dopiero początek roku, to już jej się nie chciało chodzić na zajęcia, a raczej wykłady. Jednak przez cały czas powtarzała sobie, że to tylko pięć godzin. Na szczęście w piątek miała idealny plan zajęć.
- Tak, tato?! – odkrzyknęła, wychodząc z łazienki.
Ubrana w granatową bluzę z kapturem, który miał kocie uszy i szare legginsy zeszła na dół do jadalni, gdzie ojciec właśnie przygotowywał drugie śniadanie dla jej młodszego brata.
Szarowłosy dziś miał akurat wolne, a więc mógł wyręczyć swoją dwójkę z trójki dzieci w przygotowaniu posiłku.
Rodzina Yamana składała się z pięciu członków oraz dwóch zwierząt.
Głowa rodziny – Yato, najstarszy ze wszystkich pracował w klinice weterynaryjnej, dlatego zwierzęta w tym domu były szczególnie dobrze traktowane.
Matka trójki dzieci – niebiesko włosa Iki, pracowała w banku. Była dość trudną osobą, dlatego dzieciaki bardziej lubiły swojego ojca niż matkę.
Kolejnym członkiem była dwudziestotrzyletnia Hana Yamana, która odłączyła się od rodziny. Nigdy nie poszła na studia. Wyjechała z miasta wraz ze swoim chłopakiem, którego nikt prócz Many nie zaakceptował i założyła z nim studio tatuażu. Mimo braku aprobaty rodziców na ten pomysł, interes się kręci i Hana, chociaż jest jeszcze młoda, kompletnie się usamodzielniła. Do domu przyjeżdża cztery razy do roku. Na wakacje, urodziny swojego rodzeństwa oraz na datę ślubu swoich rodzicieli.
Środkową jest Shiokami Yamana - dziewiętnastolatka, która właśnie co rozpoczęła studia policyjne.
Najmłodszym był Mana, który wrodził się w Shi. Tak samo jak ona w czasie gimnazjum, unika szkoły jak ognia. Mimo swojej niesforności jest bardzo dobrym dzieckiem, które lubi pomagać innym.
- Mogłabyś dzisiaj pójść na szczepienie z Maną? – odezwał się ojciec, nakładając na talerz Shi jajecznicę. Zaraz potem zabrał naczynie młodego chłopaka.
- A o której? – zapytała, zaczynając jeść.
- O siedemnastej, siostrzyczko – odpowiedział dwunastoletni Mana, krzywiąc się na widok jedzenia. Nie lubił jajek. Dlatego odsunął od siebie talerz, wstał, przemaszerował do lodówki z której wyciągnął zimny kawałek pizzy i zaczął szybko jeść.
- Mana! Zjedź chociaż na śniadanie coś porządnego – warknął oburzony Yato.
- Właśnie jem. Mężczyzna powinien jeść pizze, mięso i inne takie rzeczy, a nie jajecznicę – prychnął i połknął ostatni gryz.
- Mężczyzna… - zaśmiała się Shi. – Dziękuję bardzo – uśmiechnęła się do ojca. Zabrała swoje naczynie i od razu je umyła.
- Co wy dzieci tak szybko jecie? – jęknął ojciec, który dopiero co zaczynał swoją dość dużą porcję. Cóż duży facet musi dużo jeść, a metr dziewięćdziesiąt i sto kilo wagi to jest coś.
- Muszę się śpieszyć, jeszcze przed zajęciami umówiłam się z Daikim – rzuciła, po czym pobiegła na górę po swój plecak.  Nie potrafiła nosić toreb.
Mana zaśmiał się, kiedy zauważył wzrok ojca.
- Czy ty nie za często spotykasz się z tym całym Aomine? – zapytał, kiedy córka wróciła do jadalni. Teraz miała już związane włosy w dwa lekko splecione warkocze. Shi spojrzała na ojca z politowaniem i westchnęła.
- Chodzę z nim do akademii, tato. Poza tym Aomine jest całkiem spoko i ostatnio znacznie lepiej się z nim dogaduje – mruknęła. Chwyciła jabłko z kosza na owoce. Zanim wyszła powiedziała Manie, żeby był gotowy przed szesnastą trzydzieści. Wyszła z domu i od razu wzdrygnęła się z zimna. Na niebie widać było gęste chmury, które w ciągu dnia mogły spowodować obfitą ulewę. Wiatr targał złotymi liśćmi na wietrze, ale jej nie chciało się już wracać po czapkę, dlatego założyła na głowę kaptur i pomknęła w stronę przystanku.

           Daiki siedział na ławce przed wejściem na teren Akademii. Wpatrzony był w przystanek autobusowy skąd szła Yamana. Jednak to nie dlatego tak bacznie się jemu przyglądał. Piętnaście minut przed przyjazdem autobusu Shi, widział na nim kogoś innego. Kogoś, kogo tutaj nie powinno być, ale wczoraj usłyszał o nim od swojego starego kumpla jeszcze z czasów gimnazjum. Nie wierzył mu, dlatego podczas wczorajszej rozmowy go wyśmiał, ale teraz nie miał już wątpliwości, że Tetsuya mówił prawdę.
           Wczoraj wieczorem gdy grał w kosza z licealistami, a raczej ich masakrował, dostał smsa od Kuroko: Taiga wrócił. Odpisał mu na to, aby przestał pić, ćpać czy co tam robi, bo jutro po zajęciach ma mecz, o ile dobrze słyszał, używki źle wpływają na organizm i wrócił do gry, zdobywając kolejny punkt. Nie minęła minuta, gdy dostał wiadomość zwrotną: Mieszka w tej samej dzielnicy co kiedyś. Miałem z nim dość nieprzyjemne spotkanie. Daiki przerwał grę i zadzwonił do kolegi.
           - Może jeszcze mi powiesz, że go uderzyłeś? – zironizował, oglądając z boku przebieg meczu.  Jego drużyna bez niego traciła prawie wszystkie piłki. Specjalnie dołączył do tych słabszych.
           - Tak – odparł Tetsu.
           - Nie żartuj sobie ze mnie – warknął.
           - Mówię ci to dla dobra Shiokami. Myślę, że jej to przekażesz.
           - Tetsu żart się nie udał. – Rozłączył się i wrócił do gry.
           Niestety to nie był żart i teraz był już tego pewien. Piętnaście minut temu na przystanku był Taiga, który kiedyś był jego rywalem ale i znajomym. Kiedyś do pewnego momentu.
           - Cześć Ao.
Czarnooka usiadła obok kolegi, który nawet nie raczył na nią spojrzeć. Nic się nie odzywała, w końcu to nie ona chciała się spotkać tylko on. Wyciągnęła więc telefon i dla zabicia czasu zaczęła sprawdzać facebooka.
           Daiki miał już wcześniej przygotowaną formułkę, którą miał powiedzieć Shi i sobie pójść. Jednak teraz słowa:” Prawdopodobnie Kuroko i spółka będą cię wkręcać, że Taiga wrócił. Wczoraj ten niemota zadzwonił do mnie, mówiąc, że miał niemiłe spotkanie z nim, a dokładniej go uderzył. Nie wiem co miało to na celu, ale nawet nie postarał się w wymyśleniu czegoś sensownego.” - Były kłamstwem.  Westchnął lekko zirytowany tą sytuacją, chociaż sam nie wiedział na co się denerwował. To nigdy nie była jego sprawa.
           - Słuchaj Shi…
           - Tak? – dała sygnał, nadal wpatrując się w ekran telefonu.
           - Taiga wrócił i chodzi tutaj na studia – powiedział, nie zmieniając swojego tonu głosu. Zrozumiał, że faktycznie nie miał nic do tego. Kagami zachował się jak dureń w stosunku do wszystkich, jednak nie pierwszy raz, a w sprawy prywatne między nim a Shi, nigdy się nie zagłębiał.
           - Słucham? – zmarszczyła brwi, a telefon schowała do plecaka.
           - Słyszałaś – mruknął na odczep się, po czym wstał.
           - Skąd ty to wiesz? – była lekko zdenerwowana, ale nie na tyle, aby można było to usłyszeć w jej głosie. O Taidze zapomniała jakiś czas temu, a teraz kiedy rozpoczynała nowy etap w swoim życiu naprawdę nie chciała go widzieć.
           -  Wczoraj Tetsu mi napisał, a poza tym widziałem go dziś na tym przystanku, co znaczy, że raczej poszedł tu na studia.
           - Kurwa – mruknęła, zaciskając pięść.
           - Spokojnie. Z tego co słyszałem Taiga zachował się jak tchórz i skurwysyn w jednym, więc wątpię, że sam z siebie się z tobą spotka.
           Daiki wstał z ławki.
           - Mam nadzieję – jęknęła, ale Aomine już przy niej nie było. Chłopak miał w zwyczaju odchodzenie bez słowa. Nigdy się na to nie obrażała, a poza tym i tak się pewnie zobaczą na uczelni, więc pożegnanie nie miało sensu.
           Tym razem była też trochę wdzięczna mu, że tak sobie poszedł. Musiała chwilę ochłonąć.  Odchyliła głowę do tyłu, spoglądając w zabrudzone niebo. Wiatr mroził jej policzki i nos, jednak w środku niemal gotowała się ze złości.
Nie zapomniała tego wszystkiego, o nie. Tego się po prostu nie da tak łatwo zapomnieć, tym bardziej nie ona.  Ludzie często uważali, że jest opryskliwa, chamska i raczej stroni od kontaktów z innymi. Stwarzała pozory osoby silnej, niezależnej, która wszystko ma gdzieś, ale to zawsze były tylko pozory i ona oraz jej najbliżsi dobrze o tym wiedzieli. Kiedy jednak komuś zaufała to już bez granic, a kiedy kogoś kochała to bez opamiętania… I to była jej najgorsza wada.
           W końcu wstała z ławki i ruszyła na swoje pierwsze zajęcia.

           - Nie bolało, nie? – zapytała pani doktor.
           - Żartuje pani – mruknął naburmuszony Mana. Tak w obecności siostry mówić, że boli, przecież to żenujące. Poza tym on jest mężczyzną, do tego bardzo silnym. Był najbardziej wysportowanym chłopakiem w klasie, a do tego trenował aikido. I on miał się bać igły? Żart.
           - No, prawdziwy mężczyzna z pani brata – powiedziała starsza kobieta.
           - Wiem, wiem, kiedy następne szczepienie? – zapytała.
           - Za dwa miesiące, proszę – podała kartkę z dokładną datą. – Do zobaczenia Mana – powiedziała uśmiechając się.
           - Do widzenia – pożegnało się razem rodzeństwo i wyszli z kliniki.
           Chwilę szli, nie odzywając się do siebie. Shiokami była zbyt pogrążona w swoich myślach. Dodatkowo była pobudzona tym, że właśnie znajduje się w tej dzielnicy, w której teraz najmniej chciała być.  Przez cały dzisiejszy dzień wracały do niej wszystkie wspomnienia te dobre i te złe. Więcej było oczywiście tych dobrych, na które robiło jej się cieplej na sercu, ale po chwili przyjemna aura znikała wraz z pojawieniem się w myślach tego okropnego ostatniego ich spotkania. Te słowa i czyny, które cięły każdy kawałek jej ciała. Chciało jej się płakać, a zarazem była przepełniona nienawiścią i najchętniej by pobiła jakiegoś przypadkowo napotkanego człowieka, aby dać upust swej frustracji.
           - Shi! Głucha jesteś, czy co? – poczuła, jak Mana uderza ją pięścią w rękę, wkładając w to trochę za dużo siły.
           - Au! Mana do cholery, ogarnij się – warknęła zła, pocierając obolałe miejsce dłonią.
           - To ty się ogarnij! Cały dzień jesteś nieobecna. Mówię do ciebie już od pięciu minut, a ty nic – również odpowiedział warknięciem, splatając ręce na piersi.
           - Jasne… Nie idziemy nawet pięć minut.
           - Gadaj z babą… Nieważne, wejdźmy do sklepu chciałabym sobie coś kupić.
           - Co ty znów chcesz sobie kupować? – zapytała z irytacją w głosie. Na dworze było coraz to chłodniej.
           - Książkę. Możemy na chwilę wejść?
Nie za bardzo chciała zostawać dłużej w tej okolicy. Poza tym miała jeszcze parę spraw do załatwienia dzisiejszego dnia. Na przykład umówiła się z Kise. To było naprawdę ważniejsze niż jakaś książka jej brata, którą mógł kupować akurat w dzielnicy, gdzie mieszkał Taiga. Co prawda wiedziała, że jest to najtańsza księgarnia w mieście i warto jest tu przychodzić, ale minusy były znacznie większe.
           Spojrzała na godzinę.
           - Za chwilę mamy autobus – mruknęła.
           - Błagam cię. One jeżdżą co pięć minut – bąknął, zatrzymując się przy drzwiach do księgarni.
           - Mana, muszę być wcześniej w domu – warknęła i pociągnęła brata za rękaw bluzy.
Ten wyszarpał się z jej uścisku. Zacisnęła pięści. Jeszcze gówniarz robi jej jakieś przedstawienie, zachowując się w ten sposób.
           - Może mi powiesz, że masz jutro test? Raczej wątpię, na studiach nie ma testów o tej porze – mówił naburmuszony, spoglądając wrogo na starszą siostrę.
           - Umówiłam się z Kise – wytłumaczyła, siląc się na grzeczny ton głosu.
           - Super! Możesz chociaż raz nie być egoistką?
Westchnęła. Dała za wygraną i weszła do sklepu, na co chłopakowi od razu poprawił się humor. Na szczęście jego zakupy nie trwały więcej niż pięć minut. Wiedział co chciał, dlatego sięgnął po wybraną literaturę fantasy, zapłacił i wyszli z budynku.
           - Widzisz! Dłużej się z tobą kłóciłem niż to kupowałem.
           - Dobra, dobra, sorry - rzuciła.
Ponownie nastała cisza między rodzeństwem.  Mana zajął się czytaniem książki, którą przed chwilą kupił. Miał podzielną uwagę, więc radził sobie z wymijaniem ludzi, psów i innych przeszkód, które stały mu na drodze. Shi szła ze spuszczonym wzrokiem i naprawdę starała się o niczym nie myśleć.  Doszli na swój przystanek, na którym była masa ludzi, lecz z przyjazdem pierwszego autobusu połowa z nich zniknęła. Swój mieli mieć za dziesięć minut, bo dwie minuty przed jeden z nich odjechał.
           - Shiokami – usłyszała za sobą czyjś głos, który nie do końca rozpoznała.
Zdrętwiała na myśl, że to może być Taiga. Jednak odwróciła się, aby zobaczyć, czy jej koszmar właśnie ma się na nowo rozpocząć.
           Odetchnęła z ulgą, gdy jej oczom ukazała się niebieska czupryna Kuroko. Od razu uśmiechnęła się do chłopaka, który miał ze sobą swojego wiernego kompana Tetsuyę numer dwa.
           - Hej Kuroko, co tu robisz? – zapytała, zerkając na brata, który jednak miał teraz gdzieś cały otaczający go świat.
           - Byłem u Kagami’ego, jednak go nie zastałem.
           - Aha – uśmiech zszedł jej z twarzy.
           - Aomine ci powiedział.
           - Tak, ponoć go widziałeś – miało to być pytanie, ale zabrzmiało jak stwierdzenie. Tetsu spokojnie patrzył na Shi, nie wyrażając żadnych uczuć. Tak jak zawsze Kuroko był opanowany, nic się nie zmienił przez to lato.
           - Pierwszy raz w życiu uderzyłem drugiego człowieka pięścią w twarz – powiedział beznamiętnie.
           - Uderzyłeś go?
To stwierdzenie zaszokowało Shiokami, która nie potrafiła sobie wyobrazić atakującego Kuroko.  Rzadko kiedy był zdenerwowany, raczej ratował napięte sytuację niż je powodował.  Poza tym jak chłopak prawie jej wzrostu mógł silnie uderzyć w twarz kogoś tak wysokiego jak Taiga, który nie dość że był wielki, to jeszcze do tego zwinny.
           - To uderzenie było za ciebie – powiedział, potwierdzając pytanie Shi.
           - Jak to… Za mnie? – zmarszczyła brwi.
Tak, znajomi wiedzieli co zrobił jej Taiga. Wiedzieli wszystko w skrócie i raczej ogólnikowo. Kagami ją w sobie rozkochał, naobiecywał różnych rzeczy, a później porzucił w dość nieelegancki sposób i wyjechał, zostawiając dla niej jeszcze jedną niemiłą niespodziankę. To mogło zdarzyć się każdej tak naiwnej panience jak ona. Znana sytuacja.
           Głupia licealistka zakochuje się w rosnącej gwieździe koszykówki. Są parą, ale jednak chłopak w tym wieku nie kieruje się uczuciami, a na pewno już nie wtedy, kiedy jest popularny i może mieć każdą. Dlatego szaleje. Ile ona się nasłuchała takich historii. Motyw często wykorzystywany w książkach dla nastolatek.
           Tylko oni nigdy nie byli parą, ich uczucia nigdy nie były takie pewne. Było więcej wad niż zalet ich wzajemnego pociągania się. Ona w pewnym momencie przestała myśleć i pozwoliła na zbyt dużo. On gdyby ją tylko zostawił i zdradził to było by pół biedy. Jednak zrobił coś gorszego.
           - Zanim Kagami wyjechał spotkałem się z nim na lotnisku. Opowiedział mi wszystko. Wtedy nie mogłem dać mu w twarz, bo było za dużo ludzi, ale zrobiłem to teraz. Chociaż i tak to jest tylko namiastka tego, na co zasłużył – powiedział.
           Serce Shi zaczęło bić szybciej i mocniej. Ani trochę nie pocieszał ją fakt, że Tetsu o wszystkim wiedział. Teraz w jego oczach mogła stać się nic nie wartym śmieciem.
           - Zapomnij, Tetsuya. Zapomnij – mruknęła, spuszczając wzrok.
Kuroko tą samą dłoń, którą wymierzył cios Taidze, położył na ramieniu Yamany. Kącik jej ust, lekko podniósł się ku górze, jednak nadal była wpatrzona w swoje czarne buty.
           - Ty nie zapomniałaś, prawda?
           - Niestety…
           - On też nie zapomniał.
Shiokami spojrzała na Tetsu jak na skończonego idiotę i zaśmiała się.
           - Taa, nie wątpię, że nie zapomniał.
           - Shi, autobus! – krzyknął Mana, który stał już obok pojazdu.
           - Do zobaczenia, Kuroko – machnęła ręką i wbiegła do środka.

- Cześć, tato – mruknął, stojąc jeszcze na korytarzu bloku.  Mężczyzna po drugiej stronie futryny, kiwnął ręką, aby młodzieniec wszedł do środka, po czym zamknął drzwi. Ojciec spojrzał na wyższego od siebie syna, który był wręcz kopią matki, po czym mocno przytulił o do siebie. Kagami odwzajemnił uścisk, przez chwilę pilnując się, aby się nie rozpłakać, jednak nie powstrzymał kilku łez, które spadły na czarną czuprynę jego ojca.
- Taiga, czy już wszystko jest dobrze? – zapytał starzec, kiedy oderwali się od siebie.
Przeszli do niewielkiego salonu, a ojciec od razu wyjął z szafy dwie puszki naprawdę dobrego piwa.
- Chciałbym powiedzieć tak, ale nic nie jest dobrze – mruknął, otwierając piwo, kiedy już siedział na sofie. Ojciec ulokował się w swoim najukochańszym fotelu, który pamiętał chyba druga wojnę światową i ani trochę nie pasował do wystroju mieszkania, które było stylizowane raczej na XXI wiek.
- Mama nienawidziła tego fotela – uśmiechnął się, na wspomnienia kłótni rodziców o ten mebel.
- Dlatego go tu zostawiłem. Żeby mogła się ze mną kłócić nawet i we śnie – zaśmiał się. – I wiesz, że czasem nawet przychodzi do mnie – starszy upił duży łyk piwa.
- Mnie nigdy nie odwiedziła. W sumie jej się nie dziwię – mruknął Taiga.
- W swoim życiu popełniłeś dużo błędów, prawda?
Pytanie retoryczne, które miało uświadomić czerwonowłosemu jakim jeszcze był gówniarzem, chociaż powinien już dawno wydorośleć. Ojciec miał nadzieję, że chłopak po przylocie z Ameryki zmądrzał, jednak rozcięta, lekko napuchnięta warga nie mogła świadczyć o niczym dobrym.
- Coś zrobił sobie z twarzą? – zapytał.
- Kuroko obudził mnie do życia – odpowiedział zgodnie z prawdą.
Ten cios uświadomił mu parę istotnych rzeczy. Po pierwsze musiał zacząć żyć, a nie ciągle śnić o czymś, co by go zbawiło. Po drugie to on był wszystkiemu winny i to całe bagno, które sam zrobił musiał sam sprzątnąć. Po trzecie był cholernie dużo winien paru osobom i pewnie do końca życia się nie odpłaci. Przez całą noc dziękował Tetsuy’i za ten piękny cios.
- Widzę, że mnie wyręczył – starszy Kagami zaśmiał się, po czym kolejny raz przechylił puszkę piwa.
- Nie obrażę się, jeżeli ty też mi walniesz.
- Drugiego ciosu nie potrzebujesz. Teraz czeka cię parę innych wyzwań. Spierdoliłeś tutaj zbyt dużo rzeczy, Taiga, i jeżeli dalej się chcesz uważać za mojego syna, musisz to naprawić sam. Jeżeli znów stchórzysz i zachowasz się gorzej niż gówniarz z podstawówki, to nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy. No i lepiej zmień nazwisko na jakieś Psikutas czy coś, co by odzwierciedlało twoją osobę – powiedział stanowczo, patrząc na swojego syna ze zmarszczonymi podwójnymi brwiami.
- Wiem, tato, wiem – odparł ze skruchą.
- Moja mała rada. Zacznij od tej dziewczyny… Shiokami, tak?  Z kobietami najczęściej najdłużej schodzi.
           Zacząłby od niej od razu po przyjeździe. Tylko, że to była najbardziej delikatna sprawa, nie mająca nawet cienia szans, żeby się naprawić. Najbardziej się jej obawiał i pewnie nie zniósłby wzroku dziewczyny.  Po prostu nie wiedział, czy jest w stanie nawet na nią spojrzeć. A co dopiero porozmawiać, przeprosić…
           Cholera, był taki głupi. Mógł trochę inaczej zakończyć ich relacje. To wszystko działo się pod cholernym przymusem, presją i akompaniamentem nieszczęśliwych wydarzeń tamtego dnia, jak i tygodnia. Tak bardzo nie chciał tego robić, tego wszystkiego. Nie chciał przegrywać meczu, nie chciał upadlać Shi, aby sprawić, że ta go znienawidzi, nie chciał przelizać się z tamtą laską na oczach wszystkich, której imienia nawet nie pamiętał, kurwa nie chciał nawet kłócić się z Kuroko, ani wyjeżdżać do Ameryki. Kurwa, zrobił to. A wytłumaczenie, że nie chciałem, albo zrobiłem to pod przymusem było jeszcze bardziej żenujące.
- Tak. Shiokami Yamana – wypowiedział jej nazwisko.
Jest skończonym idiotą.
           Najchętniej rozpłakałby się przed nią, prosząc o wybaczenie, ale dobrze wiedział, że nigdy przenigdy tego nie zrobi. Jego duma za bardzo ucierpiałaby, gdyby musiał prosić ją o wybaczenie, a tym bardziej rozpłakać się przy kobiecie. Nigdy w życiu. Przeprosi ją… Kiedyś, ale przeprosi.
- Naraziłeś się dobrej rodzinie. Znam jej matkę. Niesamowicie pracowita kobieta, ale o trudnym charakterze…
- Tato skończ, nie chcę tego słuchać.
- Ale czego?
- Wszystkiego, co ma związek z rodziną Yamana.


6 październik, sobota
Taiga wstał wcześnie rano, po jedynie pięciu godzinach snu. Wczoraj nie posiedział zbyt długo u ojca. O północy był już u siebie, a przed pierwszą leżał w łóżku. Zasnął jak dziecko.
          Pierwsze co zrobił po przebudzeniu, to ubrał się w dresy i wyszedł na poranny bieg. Naprawdę dawno tego nie robił, więc pierwsze dziesięć minut biegu były dla niego czystą męką boską. Nie sprawiało mu to żadnej przyjemności, więc po następnych kilku minutach zatrzymał się, biorąc kilka głębokich oddechów. Chwilę odpoczął, założył na głowę kaptur i pognał z powrotem.
           

           Przyozdobiła swój dekolt srebrnym łańcuszkiem z platynową łezką, którą pokrywało kilka malutkich niebieskich kryształków. Na prawie nagie ciało założyła czarną obcisłą u góry, zwiewną u dołu sukienkę, której tył sięgał niemal do kostek, a przód lekko przed kolana. Przejrzała się w lusterku, które wisiało obok dużej białej szafy. Ciemną apaszką związała swoje długie włosy w koka, po czym wyszła ze swojego pokoju.
          Chwyciła za klamkę od pokoju Many i weszła, nie uprzedzając go o tym. Ten, kiedy tylko zobaczył siostrę, jęknął przeciągle, ale nie oderwał się od lektury.  Przewrócił stronę.
         - Możesz posprzątać ten burdel? – zapytała, zakładając ręce na piersi.
         - Odezwała się pedantka. Sama masz nie lepszy burdel u siebie – odpyskował naburmuszając się.
        - Ale posprzątałam. Daj spokój Mana, przychodzi do nas Seijuro z ojcem, więc…
        - Więc co? – lekko podniósł głos. Odłożył książkę na półkę, która znajdowała się nad jego łóżkiem i wstał. – Nie denerwuje cię to wszystko? Ta sztuczność? To jest kurwa…
        - Mana, opamiętaj się – upomniała go, pomagając mu uprzątnąć bajzel na biurku. Nie lubiła kiedy bluźnił, chociaż ona w jego wieku klęła jak najęta. Dopiero w liceum trochę ogarnęła swój niewyparzony język. Jednak upominała swojego młodszego braciszka, nadal mając w pamięci, kiedy był słodkim małym dzieckiem.
       - Srata-tata – burknął. – To nie zmienia faktu, że to jest chore. Poza tym nie zauważyłaś, że…
        - Zauważyłam, zauważyłam – westchnęłam. – Ale nic na to nie poradzę. Poza tym trochę nie dziwię się rodzicom, wiesz…
        Usiadłam na łóżku i obserwowałam Manę, który wszystko co leżało na podłodze, wrzucał do szafy. Na pewno byliśmy rodzeństwem.
        Rodzice Shi dobrze znali się z panem Akashi i bardzo chcieli utrzymywać dobry kontakt. Cóż był on najbogatszym człowiekiem w mieście i potrafił prawie wszystko załatwić. O cokolwiek by go nie zapytano czy poproszono, to on zawsze wiedział, zawsze pomógł.  Jednak miał bardzo mało znajomych, otaczał się tylko wyjątkowymi dla niego ludźmi. Małżeństwo Yamana właśnie takie dla niego się stało, a żeby to nigdy nie minęło, przynajmniej raz w miesiącu organizowali wykwintne obiadki dla pana Akashi’ego oraz jego syna.
        Właśnie z Seijuro był problem. Chociaż Shiokami tego problemem nie nazywała, dla niej była to po prostu dziwna, lekko krępująca i jednocześnie śmieszna sytuacja. Po ostatnich kilku niemiłych wydarzeniach w życiu Shi, rodzice starali się jej po prostu pomóc. Byli przy niej kiedy była wrakiem człowieka, kiedy bała się iść do szkoły. Przechodzili przez to piekło razem z nią, patrząc w okno i rozglądając się za czerwonym mercedesem Ayato. Matka trzymała ją za rękę na sali rozpraw, a ojciec mocno przytulił, kiedy było już po wszystkim. Jej prześladowca dostał jedynie zakaz zbliżania się do niej na pół roku, które niedługo minie. Nie była przekonana co do tego wyroku, ale dzięki bogu od tamtej pory nie wiedziała jego twarzy.  Dość szybko wróciła do siebie, ale nie zapomniała. Nikt z jej rodziny nie zapomniał.
          Rodzice chcieli dla niej jak najlepiej. Ponieważ córka nie miała zbyt dużego szczęścia w miłości, próbowali jej pomóc. Uważali, że sama przyciąga do siebie tylko typków, którzy chcieli dla niej jak najgorzej. Pierwszą jej miłością okazał się chłopak, który był szczylem, a w dodatku wpędził ją w gówno związane z Ayato. Dlatego też państwo Yamana bawiło się w swatkę, chcąc, aby córka w przyszłości mogła szczycić się nazwiskiem Akashi. Nazwiskiem, które znaczy coś więcej.
          Mana nie był głupi. Po części rozumiał postępowanie swoich rodzicieli, ale nie mógł się przemóc do ich pomysłu. Ingerowanie w czyjeś życie uważał za złe. Wściekał się na Shi, która pozwalała na to wszystko. Nie pojmował jak tak można pozwalać ingerować w swoją wolność.
         - Cofamy się do średniowiecza. Może mi też już znaleźli jakąś panienkę – zaśmiał się i usiadł obok siostry.
         - Nie bądź niemiły. A, właśnie! – Shiokami spojrzała na niego ciekawsko, podnosząc jeden kącik ust do góry. – Co to za dziewczyna, która była u ciebie?
         - Koleżanka, głupia! To Niira Yokuso jest całkiem dobra z matmy, więc…
         - Chyba są lepsze propozycje na randki, nie sądzisz? – zaczęła się droczyć z chłopakiem. Ten zmrużył gniewnie oczy, spoglądając na Shi spode łba. Jak on nienawidził takiego gadania…
         - Niestety od ciebie się nie dowiem jakie, bo ty nie masz wprawy – odgryzł się, pokazując dziewczynie język.
         Westchnęła. Chłopak czasem wiedział, gdzie uderzyć, chociaż nie miał zupełnie racji. Przecież miała kiedyś kogoś, nieważne, że był to jeden z jej większych błędów. Jakieś doświadczenie w relacjach damsko-męskich miała.
         - A tak serio. Ta Niira, kim jest dla ciebie? – zapytała prosto z mostu.
         Niektórzy by się zdziwili, gdyby usłyszeli, że dziewiętnastolatka rozmawia ze swoim dwunastoletnim bratem na temat związków. Relacje Shi oraz Many, były naprawdę bardzo dobre. Ta dwójka miała ze sobą najlepszy kontakt w rodzinie. Shiokami nie miała takiego nawet ze swoją starszą siostrą ani z matką. To właśnie Mana był najbliższy jej sercu, a zaraz po nim byli rodzice. To samo tyczyło się chłopaka. Ta dwójka wskoczyła by za sobą w ogień.
         - Nie. Jest bardzo fajna i mądra, ale ona ma już kogoś i jest szczęśliwa. Poza tym ja ją tylko lubię – odpowiedział, ale nie potrafił nawiązać kontaktu wzrokowego ze swoją siostrą.
         - Shi! Mana! Goście przyszli! – usłyszeli wołanie swego ojca.
         - Oho. Show must go on!  - mruknął Mana i niechętnie podążył za swoją siostrą.

           Nienawidził zakupów, no nienawidził. Tym bardziej nie lubił robić tego popołudniami w soboty, kiedy to sklepy były przepełnione ludźmi, którzy lubią marnować swój cenny czas na tułaniu się między ciuchami. Co gorsze w centrum handlowym roiło się od głupich panienek, które nie widzą życia poza modą i ciuchami. Co chwila to jakaś zalotnie się do niego uśmiechała, jakby szukała partnera na jedną noc. Głupie pindy, myślał, kiedy jedna z brunetek stojących obok sukienek, odprowadzała go kuszącym wzrokiem. Zaraz za sobą usłyszał irytujący chichot, który zostawił w tyle.
Udał się do kolejnego sklepu, w którym mógłby sobie kupić parę bluzek i jakieś spodnie. Potrzebował jeszcze bluzy, a na dobrą sprawę jakiejś kurtki, ponieważ zima już niedługo mogła zaskoczyć. Oprócz tego marzył jeszcze o nowych butach, no i chciał zjeść coś dobrego, znaczy fast fooda. Musiał jednak zrezygnować z połowy swoich planów, ponieważ budżet znacznie go ograniczał, oszczędności się powoli kończyły, a on nadal nie miał pracy. Od ojca nie pożyczy, ponieważ nie pozwalała mu na to jego duma, a i ojciec by mu po prostu nie dał. Wyśmiałby go i odstawił z kwitkiem.             
Faktycznie w tym sklepie były już lepsze rzeczy, a i ceny nie były tak astronomiczne.  Dlatego kupił sobie jedną koszulę, dwie luźne bluzki, no i ciemne trochę przedarte jeansy. Niestety nie było zwykłych prostych spodni, ponieważ ostatnio weszła moda na ubieranie się na żula. Czyli tu jakaś dziurka, tu może brudne. Absurdem było dla niego to, że za dziurawe spodnie czasem płaciło się więcej niż za takie, które są w stanie idealnym. Cóż taki był marketing, a on się na tym nie znał. Zadecydował, że póki co rezygnuje z bluzy i kurtki, a wyda kasę na buty. Nie były mu one aż tak bardzo potrzebne, ale naprawdę podobał mu się ten fason i po prostu chciał je mieć. Taki dziecinny kaprys. Udał się więc do sklepu Nike, gdzie były jego cudeńka. - No, no, no, a więc jesteś – usłyszał, kiedy brał czarne obuwie do ręki.                        - Aomine – mruknął, gdy ujrzał swojego starego znajomego, przymierzającego dokładnie ten sam model buta. Daiki uśmiechał się do niego pobłażliwie, jakby właśnie w ten sposób chciał wyrazić pogardę dla Taigi.     - Czyżbyś wracał też do koszykówki?
- Nie.
- Ach, czyli nic się nie zmieniłeś. Nadal jesteś takim samym tchórzem, który jak baba…       
- Stul pysk – syknął. Miał już serdecznie dość obrażania jego osoby. Należało mu się, fakt, ale nie będzie już dłużej tego znosił. - Kobiety tak nie mówią, Taiga – zaśmiał się mu prosto w twarz. Tak, chciał go sprowokować. Sprowokować do jakiegokolwiek działania, bo miał serdecznie dość tego, że jego jedyny prawdziwy rywal i zarazem kolega stoczył się na dno.
- Daiki, zamknij się. Czego chcesz? – warknął. Czuło, że się w nim gotuje. Aomine doskonale go wyprowadzał z równowagi i nie raz doprowadził do bójki między nimi.                                       
- Studenckie kluby koszykarskie są do dupy, nie polecam. Jednak w mieście są inne, a dokładnie siedem z czego pięć niczego sobie. Ogarnij się, bo właśnie jest rekrutacja – powiedział już poważnym tonem.
- Już ci mówiłem... - Ta, ta. Ty dużo mówisz, mało robisz – sarknął. – Narka – rzucił i odwrócił się do niego plecami. Wolał go zostawić samego sobie, niż kontynuować nic nie znaczącą rozmowę. - Ach, byłbym zapomniał… Trzymaj się z daleka od Shiokami, taka moja rada – powiedział, nie zatrzymując się.  Nadal uważał, ze to nie była jego sprawa, ale coś w środku go ruszyło. Nie znał dogłębnie tej sprawy, ale widział jak jeszcze niedawno żyła Shi. Jakby wyjęli ją z jakiegoś cholernego dramatu.                                                                                                                              
Shiokami. Poczuł jakby właśnie ktoś oblał go wielkim kubłem lodowatej wody. Wystarczyło wypowiedzieć jej imię, aby zaraz jego uczucia żyły własnym życiem. Złość, ból, współczucie wszystko mieszało się w bliżej nieokreśloną formę, która go mdliła. Najchętniej wymazałby sobie ją z pamięci. Poprawka. Najpierw by ją ładnie przeprosił, aby uspokoić swoje sumienie, a zarazem udowodnić sobie, że jest jednak mężczyzną, a później wymazałby sobie z pamięci wszystko, co jest z nią związane. Nawet te przyjemne chwile, te bardzo przyjemne i wyjątkowe.  
           

           - Robi pani naprawdę wyśmienite dania. Jestem pewien, że odnalazłaby pani wspólny język z moją żoną. Po raz kolejny mnie pani zaskoczyła swoją kuchnią – rzekł starszy Akashi, kiedy wszyscy skończyli jeść. Fakt faktem, mama Shiokami naprawdę bardzo dobrze gotowała. Niestety córka potrafiła przyrządzać jedynie ciasta, wszystko inne było zazwyczaj do niczego. Cóż nie każdy rodzi się z talentem do gotowania.                                                                                    
- Bardzo dziękuję – uśmiechnęła się.                                                                              
- Mój ojciec ma rację. Genialna kuchnia – Seijuro poszedł w ślady swojego rodziciela. Mana jedynie spojrzał wymownie na Shi. Teatrzyk uprzejmości – żenada. - Shiokami, czy to prawda, że wybrałaś się na Akademię Policyjną? – zapytał ich gość.             - Tak. A skąd pan wie, jeżeli mogę zapytać. - Seijuro mi powiedział. W końcu dobrze się znacie – uśmiechnął się do Shi, co w cale się jej nie spodobało. Jeszcze tego by brakowało, gdyby jego ojciec bawił się w swatkę.
           - Mam z Shiokami parę spraw do obgadania, także bardzo przepraszamy – odezwał się w końcu chłopak, patrząc na czarnooką wyczekująco. Równo wstali z krzeseł, podziękowali i wyszli z kuchni. Mana wcale nie był zadowolony z tego powodu, nie chciał zostawać sam z dorosłymi.                                                                                                             
Udali się do pokoju dziewczyny. Yamana usiadła na łóżku, a Seijuro zajął miejsce na wygodnym purpurowym fotelu, który był jeszcze pamiątką po dziadku. Westchnęła zniesmaczona tym całym przedstawieniem.
           - Mnie też to irytuje – powiedział beznamiętnie, przeglądając książkę, która leżała na biurku. Tylko leżała, w dłoniach Shi miała ją może ze dwa razy. Zawsze chciała zacząć dużo czytać, ale nigdy jej to nie wychodziło. Jedna książka na trzy miesiące to była góra. Nie licząc podręczników, oczywiście.
           - Ciekawe jak długo jeszcze będą się w to bawić – mruknęła.
           - Za pewne jeszcze długo, póki któreś z nas sobie kogoś nie znajdzie – oznajmił. – Czytasz powieści psychologiczne?
           - Chcę czytać – poprawiła.
           - Rozumiem – odłożył tomik na swoje miejsce. – Wiesz, że Taiga wrócił, prawda?
           - Taa – przejechała ręką po twarzy, uważając na makijaż. Bardzo nie lubiła tego tematu. Jeszcze nie zdążyła zobaczyć chłopaka, a już wiedziała, że wybije mu parę zębów. Policja nie powinna być agresywna, ale cóż… Niektórym naprawdę się należało.
          - Co masz zamiar zrobić? – zapytał, bacznie ją obserwując. Dobrze znał prawie całą sytuację dziewczyny ze względu na znajomość ich rodziców. Ojcowie w tamtym trudnym czasie często rozmawiali na temat Shi, a później wszystkiego dowiadywał się Seijuro.
          - Co, co? – zdenerwowała się. – Nic, niech się trzyma z daleka ode mnie.
          - Nie bądź śmieszna Shiokami. Macie studia rzut kamieniem od siebie – zauważył hardym tonem.
           - To będę go unikać. Nie chce patrzeć na jego mordę – warknęła.
Podeszła do szafy, aby wyjąć ubrania do pracy. Dziś koleżanka zadzwoniła do niej z prośbą, aby ta zastąpiła ją na cztery ostatnie godziny. Zgodziła się, choć niechętnie, dlatego powoli musiała się zbierać.
           - To dziecinne – zauważył drwiąco.
           - A jak on się zachował? – syknęła i patrząc wrogo na swojego rozmówce. – Jak dziecko to chyba zbyt łagodne określenie, nie sądzisz? Wiesz wszystko, więc oceń sytuację – podniosła głos.
           - Uspokój się i nie warcz na mnie – rzucił ostro. – Masz rację, ale coś mi mówi, że on jednak nie był na tyle głupi.
           Shiokami spuściła ramiona ku dołowi, nie dowierzając w to co właśnie powiedział ten inteligentny człowiek. Bronił on Taigi. Kogoś, kto sprawił jej piekło na ziemi, uprzednio ją wykorzystując. Miała ochotę i Seijuro walnąć w ten chyba jednak głupi łeb, ale zdawała sobie sprawę, że nie pozwoli on sobie na takie zachowanie. Jedynie prychnęła na niego i pokiwała głową z dezaprobatą. Wróciła do swojej poprzedniej czynności, aby się już nie denerwować.
           - Po prostu coś musiało być tego przyczyną. Nie wierzę w aż taki kretynizm z jego strony, ty chyba też nie do końca, co?
           - Od tamtej pory, potrafię uwierzyć już w najgorsze świństwa, które mogą zrobić ci ludzie, Seijuro.
          

- Jestem za Katenę, szefie – powiedziała, gdy niewiele starszy od niej mężczyzna zapytał co tu robi. Gościowi się naprawdę powiodło. Zaraz po liceum otworzył swój sklep sportowy z markowymi rzeczami po dobrych cenach i miał z tego dość spory dochód. Na tyle duży by pozwolić sobie na trzypokojowe mieszkanie w centrum miasta oraz białe BMW X6 prosto z salonu. Yamana nie mogła nigdy narzekać na brak pieniędzy, ale zazdrościła swojemu przełożonemu, że tak szybko się usamodzielnił i na dobrą sprawę ustatkował. Lubiła go. Pozwalał na różne zmiany, jeżeli któremuś z pracowników coś nie pasowało. Zawsze można było się z nim dogadać, rozumiał drugiego człowieka i podejmował takie decyzję, aby nikogo nie skrzywdzić. Nie mogła wyobrazić sobie innego szefa, ten był idealny.
           - A co się stało? – zapytał zainteresowany.
           - Ponoć mała Mii ma bardzo dużą gorączkę i musiała jechać z nią do szpitala – odpowiedziała zgodnie z prawdą, którą przekazała jej koleżanka.
           - Rozumiem. Zadzwonię do niej później, aby zapytać się czy wszystko w porządku – oznajmił. – Ja muszę spadać. Zostajesz sama z Akre, zamkniesz sklep, dobrze?
           - Dobra – uśmiechnęła się.
Po godzinie siedzenia na kasie, współpracownik Shiokami  raczył ją zmienić. W końcu mogła uwolnić się od liczenia pieniędzy i wystawiania rachunków. Ludzi w sklepie trochę było, na szczęście większość przychodziła tylko popatrzeć, niżeli coś kupić. Weszła na dział koszykarski, zobaczyć piłki. Ostatnio Kise prosił ją, aby zobaczyła jakąś dobrą piłkę, ponieważ jego już kompletnie się przetarła, przez co ślizgała się w dłoni. Oczywiście to ona miała mu ją kupić, ponieważ miała zniżkę 10% na wszystkie artykuły sportowe. Powiedział, że odda jej pieniądze, kiedy tylko będzie miał. Dobrze jednak wiedziała jak to się skończy. Ryota nigdy nie oddawał normalnie pieniędzy. Zazwyczaj zabierał ją po prostu do jakiegoś wesołego miasteczka, albo na dobry obiad. Kiedyś myślała, że w ten sposób blondyn chce ją poderwać, więc było jej bardzo głupio, ponieważ Shiokami nie żywiła żadnego gorącego uczucia do chłopaka. Na szczęście okazało się, że Kise po prostu uważa ją prawie za swoją siostrę z czym już o wiele lepiej się czuła.
           Wzięła do ręki piłkę z Nike, jednak nie przypadła jej ona do gustu. Zaraz chwyciła trochę droższą, ale już o wiele lepszą. Sama nie wiedziała po czym określała jakość piłki. Każdą inaczej się trzymało, to prawda.
           Odwróciła się, aby wyjść z tego działu, ale nagle znieruchomiała. Poczuła się jakby nagle utknęła w dopiero co zalanym betonie. Jej ciało było całe sparaliżowane, powoli rozgrzewając się pod wpływem nagłego przypływu agresji i wspomnień. Zacisnęła dłonie w pięść, ale nadal nie potrafiła ruszyć się z miejsca.
           Również Taiga, który dopiero co wchodził na dział koszykarski, stanął trzy metry przed Shi, nie wiedząc co zrobić. Wpierw pomyślał, aby po prostu wyjść z tego sklepu i nigdy tu nie wracać, ale zaraz zganił się za tę myśl. Nie może przed nią tchórzyć. Również stał, czekając na Bóg wie na co, być może na jakieś zbawienie.
           - Shiokami – mruknął niewyraźnie, dając krok w przód. Wspomnienia wracały do niej jak oszalałe.

           Delikatnie głaskał ją po nagich plecach, próbując jakoś uspokoić jej nerwy. W tamtym momencie pragnął być dla niej wszystkim. Chciał sprawić, aby już zawsze była szczęśliwa, dlatego zamierzał pogadać z jej ojcem, który tak bardzo go nie akceptował. Stary dziad uważał, że nie był jej godny, że zrobi jej krzywdę. Nie liczył się z uczuciami swej córki, która już wybrała swojego kochanka. Która już oddała komuś serce. On nie akceptował żadnego innego związku w którym to młody Akashi nie był wybrankiem Shi. Chciał też w końcu wyznać jej swoje uczucia.

           - Zbliż się na krok, a cię zabiję – uśmiechnęła się szyderczo, lekko kopiując zachowanie Seijuro, który był przerażający, kiedy na jego twarzy pojawił się dokładnie taki grymas. Taiga zauważając to podobieństwo, pokręcił głową.
           - Jednak wola tatusia jest silniejsza niż twoja – zaśmiał się. Zdawał sobie sprawę, że tylko pogarsza swoją sytuację. Nie tak miały wyglądać jego przeprosiny. Zawsze wszystko jest na odwrót.
           - Zamknij mordę,  Taiga – syknęła. – Dla twojej wiadomości nie jestem z Seijuro, ja nie tańczę tak jak mi inni zagrają.

           Ich pierwsze spotkanie nie należało do najlepszych. Shiokami będąc w pierwszej klasie liceum trochę odwalała, więc dyrektor jako karę wyznaczył jej pomoc przy szkolnym klubie koszykówki. Była wściekła na wszystko. Weszła z impetem na salę gimnastyczną Seirin, przez co uderzyła Taigę drzwiami.
           - Kurwa, kretynko uważaj trochę – warknął, podnosząc się z podłogi. Cios w tył głowy był na tyle potężny, że miał niemiłe spotkanie z podłogą. Spojrzała na niego beznamiętnie i jedynie prychnęła. Była zbyt wściekła na to, że musiała zostać w szkole po godzinach. Ona w szkole po lekcjach? Toż to było nienormalne.
           - Co za niewychowana dziewucha – skamlał dalej zdenerwowany czerwonowłosy.
          - Nie jęcz – rzuciła i usiadła na trybunach. Nie miała zamiaru nic tu robić. Obejrzy trening drużyny i pójdzie do domu.
           - Chyba powinnaś przeprosić – złapał ją za rękę w dość mocny uścisk. Westchnęła, wstała, odgarnęła wolną ręką swoje krótkie falowane włosy, a następnie strzeliła nią chłopakowi w twarz.
           - Mało ci? – zapytała obojętnie, kiedy Kagami złapał się za czerwony policzek. Jego duma została wręcz zniszczona, przez co aż się w nim gotowało. Nie zważał już na to, że ma do czynienia z młodszą od siebie dziewczyną. Zawsze był zbyt porywczy. Złapał Yamanę za bluzkę i podniósł lekko do góry, przez co dziewczyna musiała stanąć na palcach. Zacisnęła zęby. Jak on śmiał…
           - Lepiej uważaj małolato – syknął.
           - Kagami-kun uspokój się – pouczył go Kuroko, kopiąc w kolano od tyłu przez co potężny licealista się zgiął i puścił dziewczynę.
           - Przepraszam za niego Shiokami, czasem nie myśli – powiedział Tetsuya.
Czarnooka poprawiła ubranie i usiadła na swoim miejscu zakładając nogę na nogę.
           - Nic się nie stało, Tetsuya – mruknęła.

           - Czyżby? – podniósł jedną brew, ponownie dając krok w przód.
- Ja nie żartuje Kagami. Wyjdź stąd, albo zrobię ci krzywdę! – podniosła głos, nie zwracając na klientów w sklepie.
           - Chcę pogadać, Shi – powiedział, nie zważając na groźby dziewczyny.
           - Nie mam o czym z tobą gadać! Idź stąd! – niemal pisnęła ze złości.
Mimo to Kagami zbliżył się do dziewczyny, przekraczając bezpieczną granicę. Ta szybko wymierzyła lewy prosty trafiając dokładnie w dwie bardzo wrażliwe kostki na nasadzie nosa. Chłopak złapał się za bolące miejsce, które niemal natychmiast zaczęło krwawić. Spojrzał jeszcze na Shiokami, zanim ta uciekła z miejsca zdarzenia.                                                             
Czuła, że zbiera się jej na płacz. Pobiegła do pokoju pracowników, nie informując o tym Akre. Usiadła na fotelu, podkulając nogi i obejmując je. Skuliła się w sobie momentalnie, zaczynając cicho szlochać. Nienawidziła go, tak bardzo go nienawidziła. Był on ostatnią osobą, którą chciała ujrzeć.

- Pozwolisz, że uczynię cię najszczęśliwszą kobietą na całym świecie – powiedział żartobliwym głosem.     
- Dobra, dobra zobaczymy – zaśmiała się. Bała się, że chłopak jedynie żartuje.


_____________________

Jej mam prawię dwa rozdziały napisane w przód. Trochę napaliłam się na tę historię. Nadal zbyt dużo nie wyjaśniłam, ale w kolejnym rozdziale dowiecie się co takiego zrobił Taiga mojej Shi. Jest to nielegalne w prawie wszystkich krajach świata, heh. Bardzo dziękuję za opinie i wgl. Mam nadzieję, że w miarę trzymam się kanonicznych charakterów naszych koszykarzy.
Do następnego :3 P.s. Lubię tą Yamane xD P.s. Coś się pierdoli z tą czcionką :3 Gdyby ktoś wiedział o co z tym chodzi to miłoby było, gdyby pomógł. W tekście na blogu jest ok, a tu się robi takie pierdolamento. Nie wyczyme zaraz.

4 komentarze:

  1. No, no, rozpisałaś się. Nieźle. Ciągle mam niedosyt. I bardzo chcę się dowiedzieć, co ten Kagami zrobił biednej Shi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale długi rozdział. Zaszalałaś :D
    Kagami spotkał się z Shiokami, był Akashi...wszystko byłoby idealnie gdybyś wyjaśniła całą sytuację Taigi i Shiokami, ale i tak było genialnie. Czytać o bohaterach KnB, którzy są już dorosłymi ludźmi jest...no super naprawdę miałaś świetny pomysł! No i zachowania bohaterów jak na moje oko się zgadzają :) Następny rozdział...23.08. Koniec sierpnia. Koniec wakacji. Giń.
    W każdym razie życzę dużo weny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjaśniem, wyjaśniem, spokojnie. Dziękuję za komentarz :3

      Usuń