wtorek, 30 czerwca 2015

#01 Wrócił

1 październik, poniedziałek
           Stanął przed lustrem i zaczął cięcie. Musiał trochę przyciąć swoje czerwone włosy, które zasłaniały mu już cały widok. Zgolił też ledwo zauważalny zarost, który go niesamowicie denerwował. Wyszedł z toalety, ubrany w białą koszulę z krótkim rękawkiem oraz czarne luźne jeansy.  Około pięciu minut zajęło mu znalezienie jakichkolwiek skarpetek, niestety nie udało się odnaleźć dwóch jednakowych. Dlatego włożył na prawą stopę o odcień ciemniejszą, niż tą którą miał już na lewej.  Westchnął, kiedy przechodził przez salon i widział puste butelki po piwie oraz pudełko po pizzy.  Musiał z tym skończyć. Tylko czy tego chciał? Czy chciał kończyć coś, co sprawiało, że zapominał o całym bożym świecie i czuł się naprawdę dobrze.  Chyba nie, ale zdawał sobie sprawę, że nie mógł tak dalej żyć. Półtora roku to i tak już wystarczająco duży czas. Co prawda nie odpoczął, bo nadal żył przeszłością, ale chyba trochę wydoroślał. Jego dorosłość objawiała się świadomością, tego że nie można żyć tak, jak jest wygodnie, że czasem trzeba robić rzeczy, których się nie chce.
           Musiał tu wrócić. Wrócił.
           Musiał iść na studia. Poszedł.
           Musiał spotkać ojca.  Spotka.
           Musiał zobaczyć się z…
           Tego obawiał się najbardziej. Spotkania z dawnymi rywalami, współzawodnikami i przyjaciółmi zarazem. Bał się ich reakcji, zawodu w ich oczach, kiedy go zobaczą. Gniewu, braku akceptacji. Oczywiście wmawiał sobie, że ma ich gdzieś. Pokolenie Cudów dla niego przestało istnieć tak samo jak i drużyna Seirin? Bujda.  Myślał o nich wszystkich cały ten czas, kiedy mieszkał w zapchlonej kawalerce w innym kraju. Myślał o tym ostatnim meczu, każdej nocy, kiedy leżał nieprzytomny na dachu rozpadających się wieżowców z kumplami na jedną noc.
           Miał pięć minut do odjazdu autobusu. Wcisnął telefon oraz parę drobniaków do kieszeni spodni. Szybko włożył swoje czarne Nike, zamknął drzwi i pośpieszył na przystanek.
           Wysiadł naprzeciwko Wyższej Szkoły Pożarniczej, niedaleko której mieściła się Wyższa Szkoła Policyjna. Nie był z tego powodu zadowolony, ponieważ wiedział kogo może spotkać. Obydwie uczelnie dzielił zaledwie niewielki park, który zapewne w przerwach między zajęciami był oblegany przez studentów z obydwóch uczelni. Zerknął na wyświetlacz. Ponieważ i tak był już spóźniony na główne rozpoczęcie roku szkolnego, powolnie ruszył ku bramie Akademii.
Cudownie zacząłem.
- Pierwszy rok? – usłyszał za sobą, więc odwrócił głowę.
Wiedział, że spotka kogoś znajomego, ale nie spodziewał się, że nastąpi to tak szybko. Stanął przy tabliczce Wyższa Szkoła Pożarnictwa SEO, tak samo jak jego rozmówca.  Obydwoje byli zdziwieni zaistniałą sytuacją.  Jednak nieznajomy był bardziej zaszokowany spotkaniem. Zaraz potem uśmiechnął się.
- Naprawdę nie sądziłem, że cię tu spotkam, Kagami – rzucił beznamiętnie.
Taiga niewiedząc co ma odpowiedzieć, jedynie skinął lekko głową, dalej uważnie przyglądając się staremu rywalowi z drużyny Shutoku. Kumpel Midorimy, o ile Midorima potrafił mieć kumpli. Takao również mierzył go wzrokiem, jakby chciał się upewnić, że przed nim na pewno stoi ten sam Kagami Taiga.
- Z tego co słyszałem, po tamtym meczu słuch po tobie zaginął – mruknął.
- Miałem kilka spraw do załatwienia – rzucił czerwono włosy. Nie za bardzo chciał podejmować ten temat. Nie chciał nawet go pamiętać, a jakakolwiek wzmianka o tamtym meczu doprowadzała go niemal do białej gorączki.
- Jednak wróciłeś.
- Jak widać – sarknął.
Rozmowa nie należała do najlepszych i najprzyjemniejszych. Takao i Taiga nie znali się za dobrze. Byli jedynie rywalami na meczu. Poza tym brunet nie wiedział o co może pytać, a o co nie, a Kagami chciał aby dano mu święty spokój.
- Wygląda na to, że będziemy widywać się codziennie – zaśmiał się, Takao na co Kagami zmarszczył brwi.
- Też pierwszy rok?
Przytaknął wciskając dłonie w kieszenie spodni. Dopiero teraz czerwono włosy zwrócił uwagę na ubiór swojego przeszłego rywala. Ciemnoszary garnitur z białą koszulą i czarnym krawatem, który według Taigi kompletnie nie pasował do stroju. Co najwyżej do ciemnych włosów rozmówcy, które co chwila targał wiatr. W tym stroju wyglądał na mężczyznę, a nie na gnojka, którego pamięta z lat liceum.
On w swoich nike’ach nadal czuł się jak 16-letni gówniarz, którym kiedyś był. Nie, którym nadal jest.
- W ciągu tego roku pracowałem wraz z Murasukibarą – ciągnął.
- Rozumiem. – Taiga spojrzał na zegarek; są spóźnieni.  Zaczął iść w stronę budynku, patrząc wyczekująco na bruneta. – Idziesz? – rzucił jakby od niechcenia, jednak nie chciał iść sam.

- Z Murasakibarą? – zapytał Taiga, kiedy oficjalne rozpoczęcie właśnie się zakończyło.  Wyraźnie się zdziwił na tę wiadomość. Raczej Takao nigdy nie miał bliższych kontaktów z Atsuchi’m.
- Taa. On jako jedyny nie poszedł na studia. Od razu założył własny interes i jakoś do tej pory mu to idzie – powiedział znudzonym głosem.  Obydwoje szli do wyjścia budynku.  Takao spieszył się na rodzinne spotkanie, a Taiga… A Taiga po prostu udawał, że ma jakiś cel, dlatego nie może zostać, aby zapoznać się z rówieśnikami.
- Poza tym… - ciągnął brunet. – Murasakibara trochę wpadł – zaśmiał się.
- Co to znaczy? – zmarszczył brwi, chociaż domyślał się o co może chodzić.
- Cóż, jest ojcem chyba ośmiomiesięcznej dziewczynki. Nie pamiętam jak miała na imię.
- Słucham?!  Został ojcem?
Złapał się za włosy. Nie mógł w to uwierzyć. Kompletnie nie wyobrażał sobie Murasakibary, tego leniwego typka, któremu nic nie odpowiadało. On i dziecko? On i przewijanie dziecka? Wózek? Robienie czegokolwiek przy kimś innym, u Atsuchi’ego zawsze było rzeczą niemożliwą.
- A co z innymi? – Nie kontynuował tematu dziecka swojego znajomego.
Brunet spojrzał na niego ciekawsko, podnosząc do góry jeden kącik ust. Kagami udał, że nie zauważył wścibskiego wzroku kolegi z roku. To pytanie wcale nie miało zostać powiedziane. Niestety, niekontrolowanie je zadał, więc teraz musiał znieść reakcję Takao.
- Zależy o kogo konkretnie pytasz.
- Zapomnij – mruknął.
- Z tego co wiem każdy teraz zaczął drugi rok studiów.  Kontaktuję się jedynie z Midorimą, czasem spotykam Daikiego, bo mieszkamy niedaleko siebie, raz rozmawiałem z Kuroko, – wyliczał, drapiąc się palcem wskazującym po policzku – a no i wiem, że Shiokami zaczęła studia tuż…
- Wiesz co to znaczy zapomnij? – przerwał mu, nadal wpatrując się w martwy punkt, po czym stanął. Takao również się zatrzymał, chociaż co chwila zerkał na zegarek. Grupka starszych studentów przeszła obok nich, rzucając jakimiś rasistowskimi żartami, które naprawdę nie były śmieszne. Nie to, że Kagami nie miał poczucia humoru.  Miał i to aż za bardzo, a jego ulubionym był czarny humor, ale ten koleś, który próbował rozbawić ekipę, był po prostu do niczego. Zero dykcji, zero wszystkiego.
- Uuu – zaśmiał się – Martwy punkt? – spytał, choć nie liczył na odpowiedź. Lubił dogryzać ludziom. To wszystko.
- Nie. Po prostu właśnie zmieniłem swoje plany. Idę stać się duszą towarzystwa – rzucił, po czym odwrócił się w stronę skąd szli, gdzie stała grupka osób. Wystawił rękę na pożegnanie i ruszył.
- Taa – prychnął brunet.
Jego autobus odjedzie za pięć minut. Musi się spieszyć.
***
- Daiki, poczekaj! – krzyknęła, biegnąc w stronę chłopaka.
Ten unosząc jedną brew ze zdziwienia, odwrócił się do znanej mu dziewczyny, która właśnie go wołała. Dawno jej nie widział, ani nie słyszał, ale barwa jej głosu pozostała ta sama. Mógłby się uśmiechnąć i naprawdę miał wielką ochotę to zrobić, kiedy zobaczył jej ciemne jak węgiel oczy, które przepełniała radość, ale przecież wtedy nie byłby sobą. Nie byłby tym obojętnym Daikim. Cieszył się, ale tego nie pokazał. Patrzył jedynie z góry na dawną dobrą znajomą, wyczekując aż rozpocznie rozmowę. Nie chciał tego robić.
- Nic się nie zmieniłeś – mruknęła z niechęcią, jednak uśmiech nie schodził jej z twarzy. Prychnął jedynie na to stwierdzenie, które połaskotało jego ego. Tak, tak miało być. Nic się nie zmienił.
- Podrosły ci włosy – zauważył. Miała być to odpowiedź na jej uwagę.
Czarnooka złapała się za końcówki swoich, bliżej nieokreślonego koloru, włosów.  Cóż, ich odcień był naprawdę niesamowity. Szary połączony z odcieniami lawendy, a może niebieskiego. Tak, coś w ten deseń, choć on za bardzo na kolorach się nie znał. Mógł jedynie stwierdzić ich długość.
- Ech. I tak będę musiała je podciąć – stwierdziła z niezadowoleniem i wypuściła kosmyki, które swobodnie opadły na jej średni biust. Aomine on nie zadowalał, więc raczej nigdy nie skupiał na nim swojego wzroku, ale nie mógł powiedzieć, że był mały. Taki, średni, obojętny…
- Co tu robisz? – wymamrotał.
- Jestem świeżo upieczonym studentem, Ao – rozpromieniała.
Dopiero teraz zauważył granatowo szary strój, który obowiązywał w Akademii Policyjnej.  Oczywiście dziś była to wersja galowa. Ołówkowa spódniczka sięgająca kolan, tego samego koloru marynarka zapinana na trzy guziki, ale czarnooka miała ją rozpiętą. Do tego szara koszula z krótkim rękawem, ponieważ dziejszy dzień był całkiem ciepły oraz baleriny.
Na twarzy Daikiego pojawił się minimalny uśmiech, który jednak zniknął w mgnieniu oka.
- Rany! – jęknął przeciągle. – Za co…
- Ej! – szturchnęła go w ramię z naburmuszoną miną. – Miły jak zwykle.
- Sama mówiłaś, że nic się nie zmieniłem – powiedział niewzruszony, jednak musiał przyznać, że dziewczyna była całkiem silna, jeżeli to było jedynie szturchnięcie.
- Ao…
- Nie mów tak na mnie – warknął.
Tylko ona go tak nazywała. Nawet Momoi miała zakaz zwracania się do niego w ten sposób i nie raz dostała za to ochrzan, aż w końcu się nauczyła. Jednak ta tutaj była zbyt uparta, no i lubiła mu dokuczać. Tak, to Daiki zawsze był kozłem ofiarnym czarnookiej. Pozwalał jej na to, bo wiedział, że jego opór nic nie zmieni. Po za tym lubił ją, tak po prostu.
- Tak, tak, zaraz przestaniesz być dla mnie taki łaskawy – machnęła na niego ręką z pogardą. – Idę się zobaczyć z Kise i prawdopodobnie Tetsu. Idziesz?
- Shi… - jeknął.
- To chodź – pociągnęła go za rękaw granatowej marynarki.
***
Wrzucił do automatu kolejną monetę z nadzieją, że ta popchnie tamtą, która gdzieś stanęła i dostanie upragnioną zimną puszkę Coli. Niestety tym razem znów coś nie zadziałało, bo automat ani drgnął. Dlatego też rozmowę studentów przerwał odgłos uderzenia ręką w metalową obudowę automatu.  Podziałało, dostał swój upragniony trunek, jednakże nadal był stratny w tym biznesie.
- Nie musiałeś używać aż tyle siły – usłyszał pouczenie w dodatku od kobiety, która stała tuż przy nim.
- Właśnie, że tak – mruknął na odczep się, po czym upił łyk.
- Naoto Sora – przedstawiła się rudowłosa dziewczyna, wystawiając rękę do uścisku.
           Taiga przyjrzał się nieznajomej. Miała złote oczy o przenikliwym spojrzeniu, jasną cerę i rude zaplecione w warkocza włosy. Ubrana była w brązową u góry dopasowaną sukienkę, przed kolana.  Gdzieś taką widział w reklamach, bądź jakimś magazynie, który przypadkowo znalazł się w jego rękach w jakiejś poczekalni.
- Kagami Taiga – powiedział, niepewnie ściskając dłoń.
- Jesteśmy na jednym roku na tym samym wydziale, Taiga – wytłumaczyła.
- Mhm.
           Czerwonowłosy nadal jednak nie za bardzo wiedział o czym może porozmawiać z dziewczyną, dlatego ta niezręczna cisza, była dla niego trochę przytłaczająca. Że też jego sobie upatrzyła jako cel na nowego znajomego. Wcale a wcale nie miał zamiaru się z kimkolwiek zaprzyjaźniać. Wystarczał mu Takao, do którego jakby co mógł zadzwonić, aby dostać notatki z zajęć, na które zaśpi lub po prostu nie pójdzie. Jedna osoba była naprawdę wystarczająca.
- Cóż, do jutra Taiga – rzuciła ponownie, wypowiadając jego imię, a zaraz odeszła od chłopaka.
           Zanim jeszcze wyszedł z budynku kupił sobie w tym samym automacie, który zjadł mu kilka monet, batonika czekoladowego.  Powlókł nogami w stronę przystanku autobusowego. Miał do niego jeszcze sporo czasu.  Spojrzał w stronę Akademii Policyjnej i od razu żałował, że to zrobił. Wspomnienia uderzyły go w twarz z taką siłą, jakby właśnie dobrze napakowany koleś uderzył go kastetem. Ich zadowolone twarze, a szczególnie jej, sprawiły, że w jakimś sensie odczuł ulgę. Bowiem na pewno nie uśmiechaliby się tak, gdyby go zobaczyli.
           Usiadł na ławce obok przystanku cały czas zerkając w ich stronę. Całą jego uwagę przykuwała dziewczyna. Był pewien, że jej siwe włosy podrosły oraz, że ona sama nieco urosła. Widział jak Shiokami daje reprymendę Aomine, a później pociąga go za rękaw. Ten jak zwykle wyglądał na znudzonego i zirytowanego, lecz kącik jego ust nadal był w górze. Nic się nie zmienił.
           Do cholery… Było mu tak strasznie żal. Wszystkiego. Może gdyby był trochę mądrzejszy, gdyby jego decyzje były normalne, stałby tam teraz z nimi, a nie obserwował z boku z nadzieją, że go nie zobaczą. Ktoś by powiedział: Dlaczego do nich nie podejdziesz? Nie odnowisz kontaktów? Chciałby, kurwa, chciałby i to bardzo mocno, wrócić do tego stanu sprzed tamtego meczu. Śmiać się z nimi, kłócić, rozmawiać o polityce, życiu, filozofii i seksie.  Teraz jednak musiał się przed nimi kryć, bo nie zniósłby kolejnych par oczu, które patrzą na niego z wyrzutem. Ze złością, którą sam wywołał.
           Jego autobus przyjechał, ale nie odczuł ulgi.
3 październik, środa
- Na dziś to wszystko. Do widzenia – rzekł trener do wyczerpanych studentów.
           Taiga zabrała z ławki ręcznik, którym wytarł spoconą twarz, a następnie przerzucił go sobie przez szyję. Czuł jak ciemna sportowa koszulka z, o zgrozo, liczbą dziesięć na plecach, przykleja się do jego barków, a także pleców i brzucha.  Mimo że wiał nieprzyjemny wiatr, zdjął spocone ubranie. Zanim zmiętolił je w ręku, chwilę przyjrzał się liczbie, która była dla niego niemal jak wehikuł czasu.
Tym razem wrócił do tych miłych chwil, które spędzał w gronie swojej drużyny z Serin. Wracał pamięcią nawet do tych, kiedy to przed meczem rozmawiał z którymś z przedstawicieli Pokolenia Cudów. Nie zauważył nawet, kiedy jego relacje z nimi zmieniły się z wyłącznie rywalizacji na rywalizację i koleżeństwo, a nawet  przyjaźń.
       - Jutro nie będziesz mógł wstać z łóżka – usłyszał, ale dopiero gdy rudowłosa dziewczyna stanęła obok niego, skapnął się, że to on jest adresatem tej wiadomości.
       - Robisz za moją matkę? – zapytał kąśliwie, otwierając drzwi i wpuszczając Sorę do środka.
       - Dziękuję – mruknęła. Zatrzymała się przy swojej szatni. – Po prostu lubię zwracać ludziom uwagę – rzuciła i weszła do środka.
           Po krótkiej kąpieli wyszedł z Akademii. Dziś jego zajęcia nie trwały długo, na szczęście. Spojrzał na zegarek w telefonie, który wskazywał w pół do piętnastej. Dosłownie przez chwilę zastanawiał się, czy to odpowiednia pora na pierwsze piwo, ale szybko doszedł do wniosku, że zawsze jest odpowiednia pora na pierwsze piwo i wsiadł w odpowiedni autobus.
           Wysiadł dopiero na ruchliwej ulicy, która była obładowana przeróżnymi sklepami, barami i restauracjami. Oczywiście nie tu przyjechał się napić. Nie zamierzał wydawać na kufer piwa tyle, ile na pełen zestaw obiadowy z dokładką. Skręcił w małą ślepą uliczkę, która nie miała nawet pół kilometra. Przeszedł kawałek, aby zaraz ujrzeć po prawej stronie biały napis na jednej z kamieniczek  „KOLAWORA”. Chwycił za potężną klamkę drewnianych, starych drzwi i wszedł do środka.
            KOLAWORA to połączenie piwiarni i dobrego pubu ze stołem bilardowym. Zazwyczaj spotkać tam można było licealistów, niekiedy studentów, a już naprawdę rzadko starszych ludzi. Miejscówka nie była zbyt duża, ale to w niczym nie przeszkadzało. Mało osób wiedziało o KOLAWORZE, dlatego pięć stołów dla czterech osób każdy, bar, niewielka scena z miejscem na tańce, dwie kanapy z zielonej skóry oraz wspomniany stół do bilarda w zupełności wystarczał.
           Miejsce to nie było niczym prawie przyozdobiane. Na pustych brązowych ścianach, od czasu do czasu wisiała jakaś płyta winylowa bądź stary plakat z gołą babą lub dobrym samochodem z lat 70. Jeżeli ktoś chciał coś zjeść, to jedyne co mógł tu zamówić to frytki, bo nic innego oprócz piwa, wódki, whiskey, koniaków i tak dalej tu nie było.
           Kagami przysiadł na jednym z trzech pustych stołków przy barze i zamówił u bardzo urodziwej szatynki swój wymarzony kufel piwa. Kiedy mu go podała już wiedział, że szybko stąd nie wyjdzie. Właśnie szykowało się urokliwe spotkanie z jednym z jego demonów, który doprowadził jego i niestety nie tylko jego do ruiny – alkoholem.  Upiór ten narodził się zaraz po przegranym meczu. Z początku udawał przyjaciela i naprawdę pomagał, ale pół roku później, kiedy było już na wiele rzeczy za późno, Taiga zauważył jak bardzo fałszywy był jego nowy kumpel. Kumpel, który zastąpił mu Tetsuyę, Daikiego, Ryote, Shiokami i innych.
           - Po roku straciłem już jakąkolwiek nadzieję, że cię spotkam w tej okolicy, Taiga.
Obok siebie zauważył blond czuprynę, którą dobrze kojarzył. O wilku mowa, pomyślał, kiedy przyglądał się Kise. Uśmiechnął się jakby od niechcenia. Upił łyk piwa.
           - Też ją straciłem – mruknął.
Mierzyli się wzrokiem. Ryota prawie nic się nie zmienił. Na uchu cały czas wisiał ten srebrny kolczyk, długie rzęsy przyciągały tłumy napalonych lasek, a blond włosy zasłaniały czoło.
           - To samo piwo, co ma kolega, poproszę – rzucił zalotnie do barmanki, a ta nieśmiało się uśmiechnęła. Po chwili podała mu kufel, napełniony po brzeg trunkiem i trochę dłużej niż powinna przyglądała się blondynowi. W tym samym momencie upili po łyku alkoholu.
           - Wróciłeś.
           - Wróciłem.
           - W jakimś konkretnym celu? – zapytał z ciekawością, choć rozmowa wcale nie była naładowana przyjazną atmosferą. Była raczej przeładowana spięciem i sztucznością, jakby na siłę chcieli odnowić kontakty.
           W jakimś konkretnym celu?  
Niby wrócił skończyć studia strażackie, bo zawsze chciał pracować w straży.
Niby wrócił do ojca, który został tu sam.
Niby wrócił tu, bo w Ameryce nie przeżyłby już dnia.
Niby wrócił tu, bo chciał odnowić kontakty.
Tych niby powodów, mógłby wymieniać w nieskończoność, ale czy aby na pewno miał jakiś konkretny cel?
           - Chyba nie – mruknął.
Kise westchnął.
           - Masz zamiar dalej uciekać, niewiadomo dokąd? To bezsensu Taiga.
           - Przez jakiś ostatni rok, udało mi się zauważyć, że całe moje życie jest bezsensu.
           - Tylko dlatego, że ty je takim robisz. Jeżeli chodzi o Shi…
           - Nie zaczynaj tego tematu – powiedział zimnym głosem.
           - To była twoja wina – mimo zastrzeżenia Kagamiego, Kise i tak dokończył swoją wypowiedź.
Nastała cisza pomiędzy nimi, chociaż bar zaczęli oblegać licealiści, którzy niedawno skończyli szkołę. Co chwila ktoś podchodził do baru, aby zamówić zimne piwo lub frytki.
           - Wiem, zachowałem się jak skurwiel – jęknął. – Powiedź mi lepiej co robisz. Studiujesz coś?
           - Taa… Prawo. Chodzę na uczelnię razem z Kurokochim. A ty zacząłeś cokolwiek robić?
           - Akademia Strażacka.
           - Obok Akademii Policyjnej. Chodzi tam Daiki i…
           - I Shiokami. Wiem, widziałem ich po rozpoczęciu.  I nie, nie podszedłem do nich – rzucił. Została mu już resztka piwa.
           Ryota roześmiał się, zwracając na siebie uwagę ładnej barmanki.
           - Jesteś prawdziwym tchórzem Taiga, naprawdę cię nie poznaję. A może to nie ten sam Taiga, którego znałem w liceum? – sarknął. – Tak czy inaczej w końcu się spotkacie, ponieważ wasze uczelnie są obok siebie i niekiedy gracie mecze towarzyskie w kosza lub nożną. To tylko kwestia czasu, kiedy będziesz musiał spojrzeć w oczy jemu i jej.
           - Więc sobie poczekam, aż nadejdzie ten czas – rzucił chłodno.
           Wybrał dłuższą trasę, niż tę którą zawsze obierał. Chciał pobyć najdłużej jak się tylko dało na świeżym powietrzu. Szedł powoli, szurając swoimi nowymi butami po chodniku, który nie był już tak zaludniony, jak to bywa w godzinach czasu. Latarnie powoli zaczynały oświetlać ulicę. Minął największy park w mieście, gdzie znajdowała się najpiękniejsza fontanna jaką kiedykolwiek widział. Często chodził tam sam lub ze znajomymi z liceum, czytaj z drużyną koszykarską. Tańcząca woda nie robiła wrażenia tylko na Hyudze, ale pozostali, a zwłaszcza Izuki byli nią oczarowani.
           Spotkanie z Kise nie poprawiło mu humoru, zresztą wiedział, że tak będzie. Blondasek naprawdę mało się zmienił, ani z postury, ani z charakteru. Nie zdziwiło go, kiedy Ryota wspomniał o Shi. W końcu to jego bardzo dobra przyjaciółka, znali się od dobrych dziesięciu lat i wiedzieli o sobie niemal wszystko. Jednakże był pewien, że nie powie jej o jego powrocie. Tak, był absolutnie pewien, ponieważ Kise, tak samo jak Taiga uważał, że to sprawa między nim, a dziewczyną. Powiedzenie Shiokami mogłoby tylko pogorszyć lub polepszyć sytuację Kagami’ego, a ani to ani tamto nie było potrzebne. Bowiem obydwie strony szkodziły chłopakowi, który w końcu mógłby wydorośleć. Ryota to naprawdę porządny człowiek, który wie co trzeba robić.
           Wyjął swój porysowany telefon. Zgubił go już chyba z milion razy, ale ten za każdym razem, niczym wierny pies, wracał do niego po dniu, a w najgorszym razie po tygodniu. Wybrał numer, który znał na pamięć, a po minięciu kolejnej latarni wcisnął zieloną słuchawkę. Czuł jak serce chciało mu wyskoczyć z piersi. Zaczął się modlić o zajętą linię.
           - Tak? – Ostatnio nawet Bóg ma gdzieś jego prośby. Odetchnął spokojnie, poczekał kolejne pięć sekund, aby znów usłyszeć ten lekko zachrypnięty twardy basowy głos. – Halo?
           - Tato, to ja – mruknął niewyraźnie, ale który ojciec nie rozpoznałby głosu swojego dziecka.
           - Taiga.
Nastała między nimi cisza, która była tak bardzo potrzebna. Cisza, która występuje po każdej kłótni i przed każdym pogodzeniem się. Zabrakło jej wtedy, więc dopiero po roku ciąg wydarzeń mógł być kontynuowany.
           - Tato, wróciłem – odezwał się przyciszonym głosem.
           - Taiga. Przyjdź jutro, do naszego domu
           - Dobrze. Do zobaczenia.
           - Do zobaczenia.
Rozmowa krótka, ale niesamowicie treściwa. Dzięki niej Taiga wiedział, że ojciec nadal uważa go za swojego syna, jednakże najgorsza część nadal była przed nim.
           Ostatnim razem wszystko skończyło się źle, bardzo źle. Zirytowany przebiegiem meczu, w którym walczył z kontuzją przeciwko zawodnikom z Ameryki, którzy urodzili się już z piłką w ręce. Grał w drużynie z Daikim, Kuroko oraz Midorimą, ale mimo to przegrali. Przegrali tym jednym cholernym punktem, przez który nie dostał pieniędzy na leczenie matki, na które i tak było już za późno.
           Trzasnął drzwiami po czym jak błyskawica pobiegł do swojego pokoju, aby móc zaszyć się w jakimś ciemnym kącie i ułożyć na siebie wiązankę przekleństw. Kiedy właśnie rzucał swoją torbę na łóżko do pokoju wszedł jego ojciec.
           - Wyjdź – warknął jak wściekłe zwierzę, siedząc ze spuszczoną głową i podkurczonymi nogami na podłodze. Nie miał ochoty oglądać tego świata. Przegrał wiele, ale wtedy jeszcze nie wiedział, że przegrał niemal całą swoją stabilność psychiczną. Bo ta miała runąć jak zamek z piasku, kiedy jego ojciec rzekł:
           - Twoja matka nie żyje – niemal wypluł te słowa, które w tym momencie uderzyły w Taigę z potrojoną mocą. Przez chwilę zapomniał o oddychaniu, ale kiedy w końcu zaczęło mu brakować tlenu głęboko westchnął. Usłyszał trzask zamykanych drzwi. Ojciec uznał, że woli być sam, ale jeszcze z nim nie skończył.
           Czerwonowłosy zanim uronił chociaż jedną łzę doszedł do wniosku, że jest najbardziej przegranym człowiekiem życia. Bowiem zanim rozpoczął się mecz ojciec próbował go zatrzymać, mówiąc:
           - Zagrasz jeszcze nie raz, a to mogą być ostatnie godziny życia Ikami. To twoja matka, więc powinieneś być teraz przy niej.
           - Nie będę się z nią żegnać, bo to jeszcze nie koniec. Kiedy już będzie po meczu dostanę pieniądze, które będą w stanie uratować mamę. Wszystko wróci do normy, spokojnie – odparł z uśmiechem, głęboko wierząc w swoje słowa. Nie dopuszczał do myśli tego, że mogą być lepsi i może przegrać, jak i tego, że jego matka nie doczeka się następnego spotkania i nawet pieniądze by tego nie zmieniły. Wyszedł.
           A teraz czuł nie tylko smak przegranego meczu. Czuł smak źle podjętej decyzji oraz ból po utracie bliskiej mu osoby, której nawet nie powiedział kilku słów. Kobieta, którą kochał, cenił i potrzebował odeszła na zawsze, a on nigdy nie okazał jej swojego uczucia. Zawsze wstydził się swoich uczuć.
           Ale tego dnia miało zdarzyć się coś jeszcze…
           Szedł dobrze znaną mu ulicą, którą będąc w liceum zawsze przemierzał ze swoim przyjacielem. Tak, prawie po każdym treningu wracał tędy z Kuroko i numerem dwa. On zazwyczaj niósł z dwie paki hamburgerów, jedną pożerał w czasie powrotu, a drugą dopiero w domu, ponieważ po treningu nigdy nie chciało mu się gotować. Tetsuya zazwyczaj pił waniliowego shake’a, których Taiga nie znosił. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, a czasem wracali w milczeniu. Nie raz pokłócili się o głupotę, ale następnego dnia już tego nie pamiętali.
           Szli razem zawsze do tego skrzyżowania, które właśnie mijał. Tutaj Tetsu skręcał, a on dalej szedł prosto. Spojrzał w prawą stronę, jakby chciał jeszcze raz odprowadzić przyjaciela wzrokiem. Zaraz potem przyśpieszył kroku. Po piętnastu minutach dość szybkiego marszu, znalazł się w swojej dzielnicy. W kieszeni zaczął szukać kluczy od mieszkania, gdy nagle przeszkodził mu niewielki kamień, który uderzył w jego dłoń.  Zdenerwowany napiął mięśnie i zerknął za siebie.
           Klucze niemal wypadły mu z dłoni. Pięć metrów dalej stał niższy od niego mężczyzna w czarnych jeansach i granatowej bluzie . Ręce miała luźno spuszczone wzdłuż tułowia. Na pierwszy rzut oka wydawał się wyluzowany i spokojny, ale Kagami potrafił rozpoznać to spojrzenie.  Ta osoba nie była zbyt przyjacielsko nastawiona, ale na pewno nie chciała mu zrobić dużej krzywdy.
           - Kagami.
           - Jak zwykle niezauważony – skomentował.
           - Wróciłeś.
           - Jak długo za mną szedłeś, Kuroko?
           - Niedługo – niebieskowłosy zrobił kilka kroków wprzód, stając bliżej Kagamiego.  – Musiałem załatwić pewną sprawę, której wcześniej nie zdołałem.
           Taiga nie zdążył nawet zapytać jaką, ponieważ niższy od niego o kilkanaście centymetrów dobry kumpel przyłożył mu pięścią w lewy policzek.


_____________ Jest i rozdział tego ostatniego dnia czerwca. Obiecałam, obiecałam. W sumie to nie wiem co powiedzieć. Spokojnie nasi bohaterze jeszcze pokażą swoje prawdziwe twarze :3 Taiga nie jest taki miękki.
Shiokami też da popalić, heh. Miłych wakacji! :)

6 komentarzy:

  1. Hahaha już sobie wyobrażam wielkiego Murasakibarę i malutkie dziecko, które przy nim wygląda jak robak XD Mam nadzieję, że będzie ogarniętym tatuśkiem i nie będzie chciał zmiażdżyć go jak się rozpłacze, albo zabierze mu słodycze XD
    Kagami jest taki zdołowany, że aż mi się go zrobiło szkoda. Cały czas wspominasz o jego przeszłości, ale mam nadzieję, że w nieskończoność nie będę musiała czekać, żeby się dowiedzieć o co chodzi :D
    Nie mogło oczywiście zabraknąć u ciebie rudej Sory <3
    Ostatnia scena! To było tak dobre! XDDD Kagami naprawdę musiał coś odwalić, skoro Kuroko mu przyłożył XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. xDDDDDDDDDDD Murasakibara i jego miażdżenie nadal w formie xD
      Spokojnie już niedługo wszystko będzie wiadome xD Luzik Enma

      Usuń
  2. Takao i Midorima dalej razem...Oh, jakie to słodkie xD
    Midorima podszedł trochę obojętnie do Taigi, w sumie tak jak każdy z początku zapewne będzie do niego podchodził, dystans i te sprawy. Chociaż Kuroko jednak podszedł do niego trochę inaczej xD z przemocą. Z niecierpliwością czekam aż Shiokami stanie z Taigą twarzą w twarz. Chyba w następnym rozdziale to się stanie, mam taką nadzieję ;) No i Murasakibara z córką o.O no nie wierzę xDD Czytałam opisy postaci, ale jakoś dalej nie mogłam sobie tego wyobrazić aż do teraz xD Jeszcze córeczka...pewnie oczko w głowie ojca. Kiedy się pojawi???Ja chcęęęę!! I ciekawe jak na całą sprawę patrzy Akashi, jego też nie mogę się doczekać ;)
    Życzę weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak w następnym rozdziale w końcu się spotkają ^^
      Dziękuję za komentarz :3

      Usuń