8 października, poniedziałek
- A tobie co? Co masz taki opuchnięty nos? – zaśmiał się Takao, kiedy studenci przebierali się na zajęcia fizyczne. Właśnie mieli trening wytrzymałościowy w całym umundurowaniu strażackim.
- Spierdalaj – syknął.
Kiedy wtedy Shiokami uciekła, próbował ją jeszcze znaleźć, mimo że nos bolał go niemiłosiernie i powoli zaczynał mieć zakrwawioną całą rękę, którą próbował zatamować krwotok. Nigdzie jednak nie odszukał niebieskowłosej. W niedzielę udał się do szpitala na nastawienie chrząstki. Nie był jednak zły na swoją byłą dziewczynę. Należało mu się.
- Niedawno przyjechałeś i już się wdajesz w bójki? A może zmieniłeś dyscyplinę sportową? Kickboxing, karate czy może muay-thai? – Brunet nie dawał za wygraną. Taiga wiedział, że Kazunari to naprawdę pocieszny człowiek, ale zaczynał go zdrowo irytować.
- Midorima to cię lubił? – zapytał bezczelnie, próbując się odgryźć.
- Lubił, nie lubił. Nadal razem gramy. Właśnie Taiga, zamierzasz w końcu dołączyć do jakiegoś klubu? – zapytał, kiedy stał już ubrany w strój strażacki.
- Może.
- Aomine! – złapała chłopaka za przedramię, zmuszając do tego by na nią spojrzał i chociaż na chwilę się zatrzymał. Była właśnie długa półgodzinna przerwa. Studenci korzystali z ostatnich ciepłych promieni słonecznych. Dziś pogoda naprawdę rozpieszczała i co niektórzy chodzili w bluzkach z krótkim rękawem.
Mężczyzna niechętnie odwrócił się do kobiety, którą ostatnio zbyt często widywał. Zaczęło mu się to strasznie nie podobać. Niedawno uwolnił się od Momoi, a już kolejna się go uczepiła jak rzep psiego ogona. Zerknął na czarnooką z góry ze zmęczonym wyrazem twarzy.
- Co ty chcesz? – jęknął.
- Będziesz mi bardzo potrzebny – powiedziała głęboko patrząc w jego oczy.
Daiki wybuchł śmiechem.
- Nie – rzucił krótko, po czym odwrócił się do Shi plecami.
- Zaczekaj! Nawet nie wiesz o co chodzi, cholera – warknęła zła na olewające zachowanie swojego kolegi.
- I nie muszę. Nie interesuje mnie to – wystawił rękę w pożegnalnym geście.
Dziewczyna natychmiastowo ruszyła do ataku i otwartą dłonią uderzyła mężczyznę w potylicę. Daiki spojrzał wściekle na Shi, która tylko się uśmiechnęła jak gdyby nigdy nic. Była już bliska zwycięstwa, teraz tylko musiała zaproponować mężczyźnie coś, za co będzie zgodny jej pomóc. Oczywiście już miała przygotowany swój haracz dla Aomine, którego z pewnością zażąda.
- To jak wysłuchasz mnie? – zapytała, kiedy granatowo włosy ponownie się do niej odwrócił. Wyglądał trochę przerażająco z wykrzywioną ze złości twarzą. Jak ktokolwiek śmiał go tak zatrzymywać. Nie raz już się przekonał, że czasami Shiokami za bardzo stawia na swoim i zbyt często korzysta z przemocy. Tak nie przystoi przyszłej policjantce.
- Grabisz sobie – warknął przez zaciśnięte zęby. Podszedł do ławki obok i klapnął na niej, jakby właśnie skończył pracę w kamieniołomach. – Co ja z tego będę miał? – zapytał na wstępie.
Yamana wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu i od razu usiadła obok mężczyzny. Klasnęła teatralnie w dłonie.
- Mówiłeś ostatnio, że twoja piłka do kosza się przetarła…
- Do rzeczy – jęknął, jednak w jego oczach widać było małe iskierki.
- Załatwię ci najlepszą piłkę do kosza – powiedziała.
- Trochę mało – mruknął przez ziewnięcie. Do końca przerwy zostało około pięciu minut, dlatego większość studentów powoli zaczęła wracać do budynku. Większość szła do Akademii Policyjnej, ale było parę Strażaków, którzy najprawdopodobniej mieli teraz okienko.
- Aomine, nie przeginaj – rzuciła. – Ta piłka kosztuje…
- Dobra, dobra. Mów o co chodzi. Byle szybko, bo zaraz mam strzelnicę.
Niby miała wszystko przygotowane, ale teraz zabrakło jej jakby oddechu, aby cokolwiek z siebie wydusić. Zaczęła nerwowo gładzić i kręcić kosmyk, związanego w luźnego kucyka, włosów. Zaśmiała się, czasem nienawidziła swojej dziwnej nieśmiałości. Daiki zerknął na nią zdezorientowany. Zaczął się obawiać.
- Dłuuuugo? – nienaturalnie przedłużył samogłoskę, chcąc pośpieszyć Yamane.
Dziewczyna westchnęła.
- Po prostu będziesz udawał mojego chłopaka – powiedziała szybko, mało wyjaśniając.
Początkowe zdezorientowanie chłopaka przeszło w rozbawienie. Zgiął się w pół, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Shi zdenerwowana rozbawieniem kolegi, powtórzyła swój poprzedni atak, co go trochę uspokoiło. Jednak nadal nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
- Zanim powiem ci, że chyba do reszty skretyniałaś, chcę dokładnie usłyszeć o co chodzi – powiedział, nie ukrywając chichotu.
Lekko załamana tak beznadziejną sytuacją, złapała się za czoło obiema dłońmi i mocno je potarła. Kiedy wczoraj wieczorem o tym myślała, to nie zdawała sobie sprawy, że może się lekko krępować. Nawet o tym nie pomyślała. Jej głowę zaprzątała myśl, aby trzymać Taigę jak najdalej od siebie i przy okazji zgotować mu piekło. Ale na tę drugą część, planu jeszcze nie miała. Jeszcze…
- Yamana masz dwie minuty, pośpiesz się – przypomniał o sobie.
- Już. Ty może tego nie zrozumiesz, ale… Chodzi o Taigę. Widziałam się z nim i niestety wiem, że chyba to nie jest moje ostatnie spotkanie z nim. Chciał ze mną pogadać, a ja nie chcę mieć z nim nic wspólnego…
- Do rzeczy… - jęknął, przerywając. Shi zgromiła go wzrokiem.
- Jeżeli będę kogoś mieć, to bardzo prawdopodobne jest to, że się odpieprzy. Rozumiesz?
- A dlaczego ja? Nie jesteś nawet w moim guście i każdy to wie. Nie masz czym oddychać, ani nic – spojrzał ukradkiem na jej biust, który zasłonięty był granatową koszulą.
- I vice versa, Daiki. Ja gustuję w mądrych ludziach, więc też odpadasz – odgryzła się.
Aomine przewrócił oczami.
- Więc czemu ja muszę być kozłem ofiarnym? – dopytywał, co chwila patrząc w telefon. Już powinien być w budynku.
- Szczerze powiedziawszy, nie wiem. Nie mógłby być to Ryota ani Tetsu. Seijuro tym bardziej odpada. Moi rodzice by chyba orgazmu dostali, gdyby się dowiedzieli, a później by mnie zabili. Z Midorimą nie mam kontaktu za bardzo, a Atsushi ma dziecko. W sumie ty mi zostałeś.
- Pieprzenie. Na pewno masz powodzenie jakieś tam u kogoś tam – mruknął.
- Ta u jakiś miernot na pewno. To zgadzasz się czy nie?
Aomine wstał z ławki.
- Ta piłka ma być naprawdę dobra, kochanie – rzucił na pożegnanie.
Około dziewiętnastej powoli zaczęło zachodzić słońce, a temperatura bardzo szybko spadała. Zapiął szarą bluzę pod samą szyję. Mógł się ubrać trochę cieplej, ale cóż nie przewidział tego, że będzie musiał tak długo tu czekać. W prawdzie nadal nie był pewny czy nie czeka na darmo. Zaufał jednak swoimi instynktowi i siedział na ławce. Że też nie wziął z domu słuchawek. Zastanawiał się czemu to boisko jest puste. Czemu nikogo nie ma, żadnych dzieciaków czy gówniarzy. Czy naprawdę wszyscy już zapomnieli o ruchu, o sporcie? Pamiętał, że kiedy był w liceum to boisko było niemalże oblegane przez młodzież w różnym wieku. A teraz cisza. Jedynie jakiś bezpański czarno-biały kot przebiegł wzdłuż placu niecałe piętnaście minut temu.
Nos nadal dawał o sobie znać od czasu do czasu. Rano brał jakieś prochy, które przepisał mu lekarz, aby trochę uśmierzyć ból. Zasłużył sobie, więc nie był zły. A nawet się cieszył z tego, że dziewczyna dała mu porządnie w twarz. W końcu zawsze taka była. Mały agresor.
- Kagami, co tu robisz? – usłyszał.
- Czekałem na ciebie, Teysu.
- Skąd wiedziałeś, że przyjdę?
Podszedł do kolegi i usiadł obok niego. Pomarańczową piłkę do kosza położył na ziemi.
- Intuicja – mruknął.
Siedzieli w chwilę w ciszy, ponieważ nie wiedzieli od czego zacząć rozmowę. Obydwoje pragnęli, aby ich relacje były takie same jak kiedyś.
- Jak to było… Co się działo, gdy wyjechałem? - zapytał Taiga. Wziął piłkę do rąk i zaczął ją obracać. Pograłby.
- Wtedy chyba zapomniałeś wspomnieć mi o kilku istotnych szczegółach, Kagami - mruknął.
- To znaczy?
- O tym kim są bracia Kanoko. - Uważnie przyjrzał się Taidze. Tak jak myślał, owe nazwisko zaskoczyło go i to bardzo niemile. Nazewnictwo Kanoko zostało wypowiedziane tak nagle, że Kagami nawet nie miał szans na obronę przed nim. Poczuł się jak samotny rowerzysta na pustkowiu, któremu przebiła się opona, a zaraz miała się rozpętać burza z piorunami. Nie wiedział jakiej obrony użyć i czy w ogóle jakąkolwiek ma. Bo cóż, prawdą było, że o braciach, a raczej mini gangu Kanoko, nigdy nikomu nie wspomniał. I to przez nich w osiemdziesięciu procentach wyjechał. Ech, znowu się usprawiedliwiał. Bracia Konoko to był tylko efekt domina, prawdę mówiąc.
- No nie. Chodzi o Ayato i Arate, tak? - Taiga spuścił wzrok. Ponownie się w nim gotowało. Miał nadzieję, że już nigdy nie będzie zmuszony o nich pomyśleć.
Tetsu przytaknął, chociaż nie wiedział jak ma na imię ta dwójka. Czekał aż Kagami zacznie mówić.
- Skąd o nich wiesz? - zapytał nagle, chociaż już miał opowiadać całą historię o nich.
- Trudno o nich nie wiedzieć, kiedy to przez nich Shiokami zamiast życia miała horror - mówił tym samym spokojnym tonem głosu co zawsze. Kuroko rzadko kiedy podnosił głos, był przykładem nowoczesnego stoika.
- Słucham?
Nic z tego nie rozumiał. Przecież umowa między nimi miała być taka, że on wyjedzie, zniknie z tego miasta, w zamian za co Kanoko da spokój Shi i nie pokarzą się jej na oczy. Cholera, no taka była umowa. Oddał im pieniądze co do grosza, spełnił ich warunki, a oni go najprościej w świecie wychujali go. Na to wychodziło.
- Nie udawaj, Kagami - głos Tetsuy’i nadal nie uległ zmianie, chociaż czerwonowłosy wiedział, że już niedługo może się to zmienić.
- Nie udaje, kurwa - warknął. - Tetsu, co się wtedy działo?
Czekał z niecierpliwością, aż chłopak zacznie mówić. Ten jednak przez dłuższą chwilę milczał, sprawdzając cierpliwość Taigi. Czerwonowłosego aż ręce świerzbiły i ledwo się powstrzymywał od uderzenia Kuroko w zamiarze pośpieszenia go. W tym samym czasie, kiedy opuszczona przez wyższego chłopaka piłka uderzyła o ziemię, Tetsu zaczął mówić.
Było to tylko jedno słowo, którego Kagami z początku nie zrozumiał.
- Sprzedałeś.
- Co?
- Sprzedałeś Shi dla Ayato.
- O czym ty pieprzysz do cholery?! - wstał z ławki i spojrzał z góry na Kuroko. - Mam problemy ze sprzedaniem książek na internecie, a ty mi mówisz, że sprzedałem człowieka. W dodatku Shi?! Kurwa, Kuroko!
Tetsuya za spokojem spoglądał na swojego przyjaciela, który aż cały się gotował. Nagle temperatura jego ciała podskoczyła o przynajmniej trzy stopnie przez co musiał ściągnąć bluzę. A jeszcze nie tak dawno robiło mu się chłodno. Złapał się obiema rękami za głowę, targając swoje czerwone włosy. Gdyby teraz spotkał Ayato z pewnością by go zabił.
- Dlatego jeszcze z tobą rozmawiam. Wszyscy w jakimś stopniu wierzymy, że jednak tego nie zrobiłeś i coś za tym stoi - odwrócił głowę w stronę kosza. - Jednak dowody mówią same za siebie.
- Kurwa, kurwa, kurwa! To wszystko nie tak. Spierdoliłem jedną sprawę okej… W sumie to nie jedną, ale nieważne. Faktycznie nie powinienem zwracać się do Kanoko z prośbą o pożyczenie pieniędzy. Ale wtedy moja mama… Wiesz jaka była sytuacja, Tetsu - westchnął i ponownie usiadł obok chłopaka. - Musiałem robić wszystko, wtedy o tym nie myślałem. Oddałem im wszystko co do grosza. Ayato jednak pewnego razu powiedział, że muszę stąd zniknąć. Ze mogę wrócić dopiero za kilka lat. - zaśmiał się. Dopiero teraz zdawał sobie sprawę, że oprócz bycia głupim szczeniakiem, był pionkiem, pomiotkiem. Odpłaci się. - Jako powód podał, że takie są ich procedury. Na jakiś czas muszą zniknąć zawsze ich klienci, aby oni mogli być bezpieczni. Stwierdził, że nie doczytałem tego w umowie. Heh, rozumiesz, że podpisałem z nimi umowę? Jak w banku, pełna kulturka - mówił, co chwila chichocząc. Ale to nie był śmiech zadowolenia, tylko zdołowany, wołający pomocy pomruk. - Nie zgodziłem się i chyba powiedziałem mu, żeby się pierdolił. Poźniej spotkałem się z nim ponownie. Widział mnie i Shi razem. Zagroził, że jeżeli nie spełnię ich warunku, to porwą Shiokami i przez dziesięć dni będzie konała. Mówił, że każdego dnia będę dostawał jej palec, a ta tortura będzie trwać dziesięć dni, dopóki nie utną wszystkich palców u dłoni. Dali mi miesiąc.
- I przystałeś na to?
- To był najgorszy miesiąc w moim życiu. Ayato cały czas mnie nękał, to samo jego starszy braciszek. Widziałem czasem jak się kręcił obok Shiokami. Z Yamaną coraz bardziej zacząłem się kłócić. Mimo że się z nią przespałem, to nigdy nie wyznałem jej uczuć, nigdy nie powiedziałem jej nic co by mogła uznać za deklarację. Nie byliśmy chyba nawet parą, wiesz… Wtedy wystawiłem też Aomine, wkurwił się na mnie i to mocno. A końcówka była najgorsza - przerwał, założył bluzę i kontynuował. - Przegrany mecz, śmierć mamy i ta pogarda w oczach ojca. Wtedy chciałem uciec jak najdalej od wszystkiego, jak najdalej od siebie - powiedział na jednym wdechu, czując ulgę.
- Wiesz, chyba ci wierzę - mruknął. - Nigdy nie słyszałem, abyś tak bardzo opowiadał o sobie i to z takim przejęciem, więc chyba mówisz prawdę.
- Bo to jest kurwa prawda.
- Tylko, że Shiokami raczej w to nie uwierzy. Przez ten czas przeżyła piekło, a wersja jest taka, że to ty jej to zagwarantowałeś, sprzedając ją dla Ayato, bo potrzebowałeś pieniędzy.
- Wtedy chyba zapomniałeś wspomnieć mi o kilku istotnych szczegółach, Kagami - mruknął.
- To znaczy?
- O tym kim są bracia Kanoko. - Uważnie przyjrzał się Taidze. Tak jak myślał, owe nazwisko zaskoczyło go i to bardzo niemile. Nazewnictwo Kanoko zostało wypowiedziane tak nagle, że Kagami nawet nie miał szans na obronę przed nim. Poczuł się jak samotny rowerzysta na pustkowiu, któremu przebiła się opona, a zaraz miała się rozpętać burza z piorunami. Nie wiedział jakiej obrony użyć i czy w ogóle jakąkolwiek ma. Bo cóż, prawdą było, że o braciach, a raczej mini gangu Kanoko, nigdy nikomu nie wspomniał. I to przez nich w osiemdziesięciu procentach wyjechał. Ech, znowu się usprawiedliwiał. Bracia Konoko to był tylko efekt domina, prawdę mówiąc.
- No nie. Chodzi o Ayato i Arate, tak? - Taiga spuścił wzrok. Ponownie się w nim gotowało. Miał nadzieję, że już nigdy nie będzie zmuszony o nich pomyśleć.
Tetsu przytaknął, chociaż nie wiedział jak ma na imię ta dwójka. Czekał aż Kagami zacznie mówić.
- Skąd o nich wiesz? - zapytał nagle, chociaż już miał opowiadać całą historię o nich.
- Trudno o nich nie wiedzieć, kiedy to przez nich Shiokami zamiast życia miała horror - mówił tym samym spokojnym tonem głosu co zawsze. Kuroko rzadko kiedy podnosił głos, był przykładem nowoczesnego stoika.
- Słucham?
Nic z tego nie rozumiał. Przecież umowa między nimi miała być taka, że on wyjedzie, zniknie z tego miasta, w zamian za co Kanoko da spokój Shi i nie pokarzą się jej na oczy. Cholera, no taka była umowa. Oddał im pieniądze co do grosza, spełnił ich warunki, a oni go najprościej w świecie wychujali go. Na to wychodziło.
- Nie udawaj, Kagami - głos Tetsuy’i nadal nie uległ zmianie, chociaż czerwonowłosy wiedział, że już niedługo może się to zmienić.
- Nie udaje, kurwa - warknął. - Tetsu, co się wtedy działo?
Czekał z niecierpliwością, aż chłopak zacznie mówić. Ten jednak przez dłuższą chwilę milczał, sprawdzając cierpliwość Taigi. Czerwonowłosego aż ręce świerzbiły i ledwo się powstrzymywał od uderzenia Kuroko w zamiarze pośpieszenia go. W tym samym czasie, kiedy opuszczona przez wyższego chłopaka piłka uderzyła o ziemię, Tetsu zaczął mówić.
Było to tylko jedno słowo, którego Kagami z początku nie zrozumiał.
- Sprzedałeś.
- Co?
- Sprzedałeś Shi dla Ayato.
- O czym ty pieprzysz do cholery?! - wstał z ławki i spojrzał z góry na Kuroko. - Mam problemy ze sprzedaniem książek na internecie, a ty mi mówisz, że sprzedałem człowieka. W dodatku Shi?! Kurwa, Kuroko!
Tetsuya za spokojem spoglądał na swojego przyjaciela, który aż cały się gotował. Nagle temperatura jego ciała podskoczyła o przynajmniej trzy stopnie przez co musiał ściągnąć bluzę. A jeszcze nie tak dawno robiło mu się chłodno. Złapał się obiema rękami za głowę, targając swoje czerwone włosy. Gdyby teraz spotkał Ayato z pewnością by go zabił.
- Dlatego jeszcze z tobą rozmawiam. Wszyscy w jakimś stopniu wierzymy, że jednak tego nie zrobiłeś i coś za tym stoi - odwrócił głowę w stronę kosza. - Jednak dowody mówią same za siebie.
- Kurwa, kurwa, kurwa! To wszystko nie tak. Spierdoliłem jedną sprawę okej… W sumie to nie jedną, ale nieważne. Faktycznie nie powinienem zwracać się do Kanoko z prośbą o pożyczenie pieniędzy. Ale wtedy moja mama… Wiesz jaka była sytuacja, Tetsu - westchnął i ponownie usiadł obok chłopaka. - Musiałem robić wszystko, wtedy o tym nie myślałem. Oddałem im wszystko co do grosza. Ayato jednak pewnego razu powiedział, że muszę stąd zniknąć. Ze mogę wrócić dopiero za kilka lat. - zaśmiał się. Dopiero teraz zdawał sobie sprawę, że oprócz bycia głupim szczeniakiem, był pionkiem, pomiotkiem. Odpłaci się. - Jako powód podał, że takie są ich procedury. Na jakiś czas muszą zniknąć zawsze ich klienci, aby oni mogli być bezpieczni. Stwierdził, że nie doczytałem tego w umowie. Heh, rozumiesz, że podpisałem z nimi umowę? Jak w banku, pełna kulturka - mówił, co chwila chichocząc. Ale to nie był śmiech zadowolenia, tylko zdołowany, wołający pomocy pomruk. - Nie zgodziłem się i chyba powiedziałem mu, żeby się pierdolił. Poźniej spotkałem się z nim ponownie. Widział mnie i Shi razem. Zagroził, że jeżeli nie spełnię ich warunku, to porwą Shiokami i przez dziesięć dni będzie konała. Mówił, że każdego dnia będę dostawał jej palec, a ta tortura będzie trwać dziesięć dni, dopóki nie utną wszystkich palców u dłoni. Dali mi miesiąc.
- I przystałeś na to?
- To był najgorszy miesiąc w moim życiu. Ayato cały czas mnie nękał, to samo jego starszy braciszek. Widziałem czasem jak się kręcił obok Shiokami. Z Yamaną coraz bardziej zacząłem się kłócić. Mimo że się z nią przespałem, to nigdy nie wyznałem jej uczuć, nigdy nie powiedziałem jej nic co by mogła uznać za deklarację. Nie byliśmy chyba nawet parą, wiesz… Wtedy wystawiłem też Aomine, wkurwił się na mnie i to mocno. A końcówka była najgorsza - przerwał, założył bluzę i kontynuował. - Przegrany mecz, śmierć mamy i ta pogarda w oczach ojca. Wtedy chciałem uciec jak najdalej od wszystkiego, jak najdalej od siebie - powiedział na jednym wdechu, czując ulgę.
- Wiesz, chyba ci wierzę - mruknął. - Nigdy nie słyszałem, abyś tak bardzo opowiadał o sobie i to z takim przejęciem, więc chyba mówisz prawdę.
- Bo to jest kurwa prawda.
- Tylko, że Shiokami raczej w to nie uwierzy. Przez ten czas przeżyła piekło, a wersja jest taka, że to ty jej to zagwarantowałeś, sprzedając ją dla Ayato, bo potrzebowałeś pieniędzy.
Siedziała w umówionym miejscu i czekała na swojego adoratora. Nie miała zamiaru się z nikim wiązać, więc wiedziała, że musi wyjaśnić tę nieciekawą sytuację. Ostatnio, w przeciągu tych trzech miesięcy zbyt dużo się stało.
Pierwszy raz naprawdę się zakochała, zrobiłaby dla niego wszystko, jak głupia idiotka. On przespał się z nią, a później kiedy już dopiął swego, zaczął się z nią coraz częściej kłócić, aby zminimalizować ich kontakt. Na koniec przyłapała go jak w barze lizał się z jakąś brunetką, która na dobrą sprawę do pięt jej nie dorastała. Wtedy zdała sobie też sprawę, że oni tak naprawdę nigdy się nawet nie pocałowali. Tylko tego jednego razu napięcie było aż tak wielkie, że doszło do czegoś więcej. A tak to nic… Kolega koleżanka, próbowała to zaakceptować, chociaż żyła nadzieją. Dowiedziała się o tym, że wyjeżdża, chciała go zatrzymać, robiąc mu wielką awanturę i wyzywając go od dupków. Powiedział tylko, żeby zapomniała o nim i żyła własnym życiem. Kiedy to nie poskutkowało, krzyknął by spierdalała, bo on zapomina teraz o wszystkim i zaczyna nowe życie.
Niespełna tydzień po wyjeździe Taigi, spotkała Ayato. Przystojny, dojrzały mężczyzna, który wyglądał jednak na młodszego niż był. Dziwnym trafem niedaleko pracował, więc często widywali się po jej szkole. Był dla niej naprawdę dobrym kolegą, wymienili się telefonami, później wspomniała mu gdzie mieszka, kiedy w pochmurny wieczór nie chciał, by sama wracała do domu. Ayato Kanoko był naprawdę fajny, jednak Ryota co chwila ostrzegał ją. Mówił, że przecież ona nic o nim nie wie, że może to jakiś zboczeniec, że jest trochę za stary i wygląda jak jakiś gangster. Gangster… Niepotrzebnie wspomniała mu o tym, że zauważyła broń u mężczyzny. Też się zdziwiła i zaniepokoiła, ale ten jej zaraz wszystko wytłumaczył. Pracował jako ochroniarz w miejscu, gdzie były produkowane pieniądze. To nie byle zabawa, bo często zdarzają się tam ataki, więc musiał nosić broń. No jasne, że tak… Ich relacje nabierały rumieńców, ale Shi nigdy nie myślała o nim jako o potencjalnym partnerze. Niestety ale dziesięć lat różnicy to mimo wszystko przesada. Poza tym ból bycia wykorzystanej i porzuconej jak jakiejś dziwki, przez kogoś kogo się kochało, nadal tkwił w jej sercu. I raczej szybko nie miał zamiaru się stamtąd ruszać.
Ayato był jednak coraz bardziej nachalny. Musiała to w końcu wyjaśnić. Skoro normalne rozmowy nie dały mu nic do zrozumienia, to dziś definitywnie zakończy ich jakąkolwiek znajomość. Taką miała nadzieję.
- Cześć kotek. Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem wrócić do domu. Wybrałaś już co chcesz jeść? - uśmiechał się do niej, biorąc bordową kartę ze stolika, przy którym siedzieli.
Westchnęła. Teraz albo nigdy.
- Nie będę jadła - mruknęła oschle.
- Coś się stało? - odłożył kartę wyraźnie przejęty jej oświadczeniem oraz tonem głosu.
- Nie będę jadła, nie zostanę tu dłużej i nie spotkam się z tobą więcej razy - powiedziała spokojnie.
- Czy coś się stało? - powtórzył pytanie, marszcząc brwi.
- To koniec naszej znajomości. Zaczęła mnie ona męczyć Ayato i to bardzo. Oczekujesz niewiadomo czego, chociaż nie, inaczej… Oczekujesz czegoś, czego ja ci nigdy nie dam. Jesteś super, ale mało o tobie wiem i nie chcę z nikim być w najbliższym czasie.
- Shiokami uspokój się. Przecież cię do niczego nie zmuszam, kotek.
- I do tego mówisz do mnie kotek, to ohydne - warknęła. - Jesteś dla mnie za stary, to po pierwsze. Po drugie nie jesteś w moim typie. Nie chcę ci mówić, zostańmy przyjaciółmi. Nie zamknę cię w friendzone. Po prostu ja nigdy dla ciebie nie istniałam, ty nigdy nie istniałeś dla mnie - powiedziała ze spokojem
- Jesteś bardzo zimna. Skrywasz twardzielkę, co? - uśmiechnął się zajawkowo.
Może i zgrywa, ale to nie jego interes.
- Ayato, skończ. Idę stąd - rzuciła.
- Naprawdę tak myślisz? - zapytał, kiedy wstała.
- Tak. Do widzenia.
Zatrzymał ją.
- Ja jeszcze nie skończyłem, kotek. Teraz ty mnie wysłuchasz, tego wymaga kultura, czyż nie? - poczuła jeggo oddech na karku. Był niej zbyt blisko, obleśnie blisko i to przy ludziach. Z sekundy na sekundę miała o nim coraz to gorsze zdanie. Ostrożnie odwróciła się do niego i dłonią odepchnęła. Zmrużyła brwi, ale posłusznie usiadła na miejsce.
- Byle szybko - rzuciła i podparła dłonią brodę.
- To nie będzie niestety takie szybkie - zaśmiał się. - Może jednak coś zamówisz? Wino?
- Ayato! - syknęłą, zaciskając zęby.
- Widzisz znałem dobrze twojego poprzedniego amanta. Jak on tam miał…
- Taigę? - powiedziała z niedowierzaniem.
- Ta, ta. Taiga Kagami. Niezły z niego skurczybyk, najładniej to ujmując.
- Ayato… - warknęła i ze złością stwierdziła, że zbiera się jej na płacz. Przecież to nie możliwe by byli w jakiejś zmowie albo, żeby Ayato o wszystkim wiedział. To jak dała się było przecież tak upokarzające.
- Naprawdę na twoim miejscu bym go zabił. Sprzedawanie swojej byłej dziewczyny nieznanemu gościowi, tylko dlatego, że ma się kłopoty finansowe i chce się wyjechać, to naprawdę niesamowicie podły pomysł - powiedział z żalem w głosie. Uśmiech znikł z jego twarzy. Wyciągnął rękę, aby dotknąć jej policzka, ale ta szybko ją złapała i wygięła palce, przez co Ayato wykrzywił się w grymasie bólu. Wyszarpał swoją dłoń z jej uścisku.
- Co ty pierdolisz, pojebie?!
- Wiem, że to boli, dlatego nie chciałem ci tego mówić. Naprawdę mi się podobasz i nie chcę cię stracić - mówił łagodnie. - Jednak nie miałem wyboru. Zapłaciłem za ciebie Trzysta tysięcy. To całkiem spora suma, prawda?
- Kurwa, nie wierzę ci - syknęła z irytacją.
- Nie musisz. Ważne, że ja wiem. Kupiłem cię, ponieważ miałaś takiego faceta chuja. Nie twoja wina, wiadomo. Jednak to ja zainwestowałem i nie zamierzam na tym stracić. Bo ja nigdy nie tracę - jego ton głosu był coraz ostrzejszy.
Łza się wydostała, a za nią podążyła następna i następna.
- Taidze nagle załamało się życie. Wiesz zmarła mu matka, nie wytrzymał i musiał uciec, ale nie miał pieniędzy. Działał instynktownie, ale to go nie usprawiedliwia. I nie sprzedaje się tak dobrych, pięknych i mądrych ludzi jak ty, kurwa - westchnął rozzłoszczony. - Jeżeli go spotkam, to go zabiję. Ja naprawdę przysięgam, nie wiedziałem kim ty jesteś. Miałem kupić jakąś starszą kobietę, aby była pokojówką i takie tam. By dbała o dom.
- O czym ty… Kurwa, jak można kupować ludzi? To nie jest tylko nielegalne. To kurwa nieetyczne. Jesteś zbrodniarzem, łajdaku.
- Nie oskarżaj mnie tak - warknął. - Nikogo bym nie skrzywdził. Poza tym robiłem to pierwszy raz. Mam kasy tyle, że mogę kupić dzielnicę, więc zapragnąłem ją zainwestować. Chciałem mieć służkę, to sobie ją kupiłem, ale niestety to jesteś ty. Podobasz mi się i w życiu mi się nie myśli, aby traktować cię jak pokojówkę. Zasługujesz na bycie panią.
W tamtym momencie Shiokami zdała sobie sprawę w jak tragicznej sytuacji się znalazła. Jej ciało zaczęło się pocić i drżeć, a łzy ciekły po policzku ciurkiem, coraz bardziej mocząc śnieżnobiały obrus. Nie mogła wydusić z siebie ani słowa.
- Jestem o dziesięć lat starszy od ciebie. Przeżyłem wiele, byłem na dnie i wzbiłem się na szczyt. Ludzie robią gorsze rzeczy - mówił powoli, cały czas patrząc w załzawione ciemne oczy. - Chciałem tylko dać jakiejś kobiecie dom. Uwierz, że by nie narzekała. Jednak jesteś ty, a ciebie…
- Tknij mnie, a zabiję - syknęła, po czym wstała, aby odejść.
- I tak już jesteś moja, kotek - dodał, zanim dziewczyna odeszła.
Niespełna tydzień po wyjeździe Taigi, spotkała Ayato. Przystojny, dojrzały mężczyzna, który wyglądał jednak na młodszego niż był. Dziwnym trafem niedaleko pracował, więc często widywali się po jej szkole. Był dla niej naprawdę dobrym kolegą, wymienili się telefonami, później wspomniała mu gdzie mieszka, kiedy w pochmurny wieczór nie chciał, by sama wracała do domu. Ayato Kanoko był naprawdę fajny, jednak Ryota co chwila ostrzegał ją. Mówił, że przecież ona nic o nim nie wie, że może to jakiś zboczeniec, że jest trochę za stary i wygląda jak jakiś gangster. Gangster… Niepotrzebnie wspomniała mu o tym, że zauważyła broń u mężczyzny. Też się zdziwiła i zaniepokoiła, ale ten jej zaraz wszystko wytłumaczył. Pracował jako ochroniarz w miejscu, gdzie były produkowane pieniądze. To nie byle zabawa, bo często zdarzają się tam ataki, więc musiał nosić broń. No jasne, że tak… Ich relacje nabierały rumieńców, ale Shi nigdy nie myślała o nim jako o potencjalnym partnerze. Niestety ale dziesięć lat różnicy to mimo wszystko przesada. Poza tym ból bycia wykorzystanej i porzuconej jak jakiejś dziwki, przez kogoś kogo się kochało, nadal tkwił w jej sercu. I raczej szybko nie miał zamiaru się stamtąd ruszać.
Ayato był jednak coraz bardziej nachalny. Musiała to w końcu wyjaśnić. Skoro normalne rozmowy nie dały mu nic do zrozumienia, to dziś definitywnie zakończy ich jakąkolwiek znajomość. Taką miała nadzieję.
- Cześć kotek. Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem wrócić do domu. Wybrałaś już co chcesz jeść? - uśmiechał się do niej, biorąc bordową kartę ze stolika, przy którym siedzieli.
Westchnęła. Teraz albo nigdy.
- Nie będę jadła - mruknęła oschle.
- Coś się stało? - odłożył kartę wyraźnie przejęty jej oświadczeniem oraz tonem głosu.
- Nie będę jadła, nie zostanę tu dłużej i nie spotkam się z tobą więcej razy - powiedziała spokojnie.
- Czy coś się stało? - powtórzył pytanie, marszcząc brwi.
- To koniec naszej znajomości. Zaczęła mnie ona męczyć Ayato i to bardzo. Oczekujesz niewiadomo czego, chociaż nie, inaczej… Oczekujesz czegoś, czego ja ci nigdy nie dam. Jesteś super, ale mało o tobie wiem i nie chcę z nikim być w najbliższym czasie.
- Shiokami uspokój się. Przecież cię do niczego nie zmuszam, kotek.
- I do tego mówisz do mnie kotek, to ohydne - warknęła. - Jesteś dla mnie za stary, to po pierwsze. Po drugie nie jesteś w moim typie. Nie chcę ci mówić, zostańmy przyjaciółmi. Nie zamknę cię w friendzone. Po prostu ja nigdy dla ciebie nie istniałam, ty nigdy nie istniałeś dla mnie - powiedziała ze spokojem
- Jesteś bardzo zimna. Skrywasz twardzielkę, co? - uśmiechnął się zajawkowo.
Może i zgrywa, ale to nie jego interes.
- Ayato, skończ. Idę stąd - rzuciła.
- Naprawdę tak myślisz? - zapytał, kiedy wstała.
- Tak. Do widzenia.
Zatrzymał ją.
- Ja jeszcze nie skończyłem, kotek. Teraz ty mnie wysłuchasz, tego wymaga kultura, czyż nie? - poczuła jeggo oddech na karku. Był niej zbyt blisko, obleśnie blisko i to przy ludziach. Z sekundy na sekundę miała o nim coraz to gorsze zdanie. Ostrożnie odwróciła się do niego i dłonią odepchnęła. Zmrużyła brwi, ale posłusznie usiadła na miejsce.
- Byle szybko - rzuciła i podparła dłonią brodę.
- To nie będzie niestety takie szybkie - zaśmiał się. - Może jednak coś zamówisz? Wino?
- Ayato! - syknęłą, zaciskając zęby.
- Widzisz znałem dobrze twojego poprzedniego amanta. Jak on tam miał…
- Taigę? - powiedziała z niedowierzaniem.
- Ta, ta. Taiga Kagami. Niezły z niego skurczybyk, najładniej to ujmując.
- Ayato… - warknęła i ze złością stwierdziła, że zbiera się jej na płacz. Przecież to nie możliwe by byli w jakiejś zmowie albo, żeby Ayato o wszystkim wiedział. To jak dała się było przecież tak upokarzające.
- Naprawdę na twoim miejscu bym go zabił. Sprzedawanie swojej byłej dziewczyny nieznanemu gościowi, tylko dlatego, że ma się kłopoty finansowe i chce się wyjechać, to naprawdę niesamowicie podły pomysł - powiedział z żalem w głosie. Uśmiech znikł z jego twarzy. Wyciągnął rękę, aby dotknąć jej policzka, ale ta szybko ją złapała i wygięła palce, przez co Ayato wykrzywił się w grymasie bólu. Wyszarpał swoją dłoń z jej uścisku.
- Co ty pierdolisz, pojebie?!
- Wiem, że to boli, dlatego nie chciałem ci tego mówić. Naprawdę mi się podobasz i nie chcę cię stracić - mówił łagodnie. - Jednak nie miałem wyboru. Zapłaciłem za ciebie Trzysta tysięcy. To całkiem spora suma, prawda?
- Kurwa, nie wierzę ci - syknęła z irytacją.
- Nie musisz. Ważne, że ja wiem. Kupiłem cię, ponieważ miałaś takiego faceta chuja. Nie twoja wina, wiadomo. Jednak to ja zainwestowałem i nie zamierzam na tym stracić. Bo ja nigdy nie tracę - jego ton głosu był coraz ostrzejszy.
Łza się wydostała, a za nią podążyła następna i następna.
- Taidze nagle załamało się życie. Wiesz zmarła mu matka, nie wytrzymał i musiał uciec, ale nie miał pieniędzy. Działał instynktownie, ale to go nie usprawiedliwia. I nie sprzedaje się tak dobrych, pięknych i mądrych ludzi jak ty, kurwa - westchnął rozzłoszczony. - Jeżeli go spotkam, to go zabiję. Ja naprawdę przysięgam, nie wiedziałem kim ty jesteś. Miałem kupić jakąś starszą kobietę, aby była pokojówką i takie tam. By dbała o dom.
- O czym ty… Kurwa, jak można kupować ludzi? To nie jest tylko nielegalne. To kurwa nieetyczne. Jesteś zbrodniarzem, łajdaku.
- Nie oskarżaj mnie tak - warknął. - Nikogo bym nie skrzywdził. Poza tym robiłem to pierwszy raz. Mam kasy tyle, że mogę kupić dzielnicę, więc zapragnąłem ją zainwestować. Chciałem mieć służkę, to sobie ją kupiłem, ale niestety to jesteś ty. Podobasz mi się i w życiu mi się nie myśli, aby traktować cię jak pokojówkę. Zasługujesz na bycie panią.
W tamtym momencie Shiokami zdała sobie sprawę w jak tragicznej sytuacji się znalazła. Jej ciało zaczęło się pocić i drżeć, a łzy ciekły po policzku ciurkiem, coraz bardziej mocząc śnieżnobiały obrus. Nie mogła wydusić z siebie ani słowa.
- Jestem o dziesięć lat starszy od ciebie. Przeżyłem wiele, byłem na dnie i wzbiłem się na szczyt. Ludzie robią gorsze rzeczy - mówił powoli, cały czas patrząc w załzawione ciemne oczy. - Chciałem tylko dać jakiejś kobiecie dom. Uwierz, że by nie narzekała. Jednak jesteś ty, a ciebie…
- Tknij mnie, a zabiję - syknęła, po czym wstała, aby odejść.
- I tak już jesteś moja, kotek - dodał, zanim dziewczyna odeszła.
- Nie możesz spać? - usłyszała Manę, kiedy tylko weszła do kuchni.
- Nie. Znaczy spałam, ale obudziłam się - przetarła pięścią prawe oko i podeszła do lodówki. Młodszy właśnie kończył robić sobie kanapki. Wyciągnęła karton mleka i upiła z niego kilka łyków.
- Miałaś zły sen? - zapytał zanim wyszedł z pomieszczenia.
- Skąd wiesz? - Uniosła jedną brew ku górze.
- Przecież ty uwielbiasz spać, więc nie widzę innego powodu.
- Śnił mi się początek mojej masakry z tamtego roku - mruknęła i schowała karton na swoje miejsce. Popatrzyła chwilę na brata, który zrobił smutną minę. Odłożył kanapki i usiadł na blacie.
- Przecież to wszystko już skończone, nie? - powiedział niby beztroskim głosem.
- Zaczynam się obawiać Mana, że nie.
Podeszła do brata i usiadła przy nim, uprzednio odsuwając kanapki.
- Co ty pieprzysz? - mruknął.
Spojrzała na niego spode łba. Nie mogła się przyzwyczaić do jego coraz częstszych przekleństw. Jednak nic na to nie odpowiedziała. Westchnęła.
- Nie mówiłam ci, ale widziałam się z Taigą.
- O kurwa - mruknął, wybałuszając oczy.
- Mana! Opamiętaj się trochę - syknęła.
- Mówiłaś rodzicom? - zapytał
- Nie i nie zamierzam. Pomyśl co ja bym wtedy miała. Wszędzie by mnie wozili, cały czas by się pytali z kim idę się spotkać i takie tam. Masz im nie mówić - rozkazała.
Spojrzała na zegarek. Była prawie trzecia nad ranem. Zeszła z blatu przy okazji zabierając jedną kanapkę.
- Ej!
- Dbam o twoją linię, Mana - puściła mu oczko biorąc kęs.
- Lepiej zadbaj o swoją. Moja jest w porządku - warknął i również zeskoczył z blatu. Zabrał talerz z dwiema już kanapkami.
- Nie powinieneś już spać? - zapytała. Dopiero teraz przypomniała sobie, że przecież Mana nie jest studentem tylko uczniem. I za cztery godziny jest zmuszony wstawać.
- Nie idę jutro do szkoły.
- Oho, a to czemu?
- Jadą na jakieś przedstawienie, na którym byliśmy z rodzicami - wytłumaczył się od razu.
- Załóżmy, że ci wierzę - mruknęła i wyminęła szarowłosego.
- Shi… - przerwał, rezygnując z zaczynania rozmowy. Dziewczyna jednak usłyszała mruknięcie chłopaka i przystanęła w progu.
- Co tam? - zapytała z pełną buzią.
- Dasz sobie z nim radę. Z Taigą? - zapytał zmartwionym głosem.
Odwróciła się do niego i lekko uśmiechnęła.
- Ostatnio złamałam mu nos. Jeżeli dojdzie do następnego spotkania, pewnie pozbawię go czucia w ręce. Jeżeli nadal nie będzie rozumiał, to będzie musiał załatwić sobie dentystę - zaśmiała się na końcu jak gdyby nigdy nic.
- Shi, cholera. Po pierwsze nie jesteś aż tak silna. Po drugie to nie rozwiązanie. Po trzecie jesteś w Akademii Policyjnej.
- Żartuję tylko. Chociaż nie i tak mu zrobię krzywdę jak go zobaczę. Ale mam już pewny plan i na razie tyłek będzie mi ratował Aomine, a resztę obmyśli się w czasie.
- Nie rozumiem.
- Aomine przez jakiś czas będzie moim chłopakiem, którego bardzo kocham.
Mana wykrzywił się. Nie za bardzo lubił Daikiego, był zbyt arogancki. Poza tym w wieku dwunastu lat jego wyobraźnia czasem zmierzała na zły tor, przez co jeszcze bardziej się zniesmaczył.
- On się na to zgodził?
- Oczywiście w zamian za coś, ale tak. Jest mi cholernie potrzebny, bo pewnie nie raz jeszcze spotkam Taigę.
- Ej, a rodzice będą o tym wiedzieć? - zapytał z iskierką nadziei w oczach.
- Wiesz to wszystko musi być jak najbardziej realistyczne - powiedziała z uśmiechem. - Nie pisnę im ani słówka o tym, że to żart.
- Wściekną się.
- Nie. Znaczy spałam, ale obudziłam się - przetarła pięścią prawe oko i podeszła do lodówki. Młodszy właśnie kończył robić sobie kanapki. Wyciągnęła karton mleka i upiła z niego kilka łyków.
- Miałaś zły sen? - zapytał zanim wyszedł z pomieszczenia.
- Skąd wiesz? - Uniosła jedną brew ku górze.
- Przecież ty uwielbiasz spać, więc nie widzę innego powodu.
- Śnił mi się początek mojej masakry z tamtego roku - mruknęła i schowała karton na swoje miejsce. Popatrzyła chwilę na brata, który zrobił smutną minę. Odłożył kanapki i usiadł na blacie.
- Przecież to wszystko już skończone, nie? - powiedział niby beztroskim głosem.
- Zaczynam się obawiać Mana, że nie.
Podeszła do brata i usiadła przy nim, uprzednio odsuwając kanapki.
- Co ty pieprzysz? - mruknął.
Spojrzała na niego spode łba. Nie mogła się przyzwyczaić do jego coraz częstszych przekleństw. Jednak nic na to nie odpowiedziała. Westchnęła.
- Nie mówiłam ci, ale widziałam się z Taigą.
- O kurwa - mruknął, wybałuszając oczy.
- Mana! Opamiętaj się trochę - syknęła.
- Mówiłaś rodzicom? - zapytał
- Nie i nie zamierzam. Pomyśl co ja bym wtedy miała. Wszędzie by mnie wozili, cały czas by się pytali z kim idę się spotkać i takie tam. Masz im nie mówić - rozkazała.
Spojrzała na zegarek. Była prawie trzecia nad ranem. Zeszła z blatu przy okazji zabierając jedną kanapkę.
- Ej!
- Dbam o twoją linię, Mana - puściła mu oczko biorąc kęs.
- Lepiej zadbaj o swoją. Moja jest w porządku - warknął i również zeskoczył z blatu. Zabrał talerz z dwiema już kanapkami.
- Nie powinieneś już spać? - zapytała. Dopiero teraz przypomniała sobie, że przecież Mana nie jest studentem tylko uczniem. I za cztery godziny jest zmuszony wstawać.
- Nie idę jutro do szkoły.
- Oho, a to czemu?
- Jadą na jakieś przedstawienie, na którym byliśmy z rodzicami - wytłumaczył się od razu.
- Załóżmy, że ci wierzę - mruknęła i wyminęła szarowłosego.
- Shi… - przerwał, rezygnując z zaczynania rozmowy. Dziewczyna jednak usłyszała mruknięcie chłopaka i przystanęła w progu.
- Co tam? - zapytała z pełną buzią.
- Dasz sobie z nim radę. Z Taigą? - zapytał zmartwionym głosem.
Odwróciła się do niego i lekko uśmiechnęła.
- Ostatnio złamałam mu nos. Jeżeli dojdzie do następnego spotkania, pewnie pozbawię go czucia w ręce. Jeżeli nadal nie będzie rozumiał, to będzie musiał załatwić sobie dentystę - zaśmiała się na końcu jak gdyby nigdy nic.
- Shi, cholera. Po pierwsze nie jesteś aż tak silna. Po drugie to nie rozwiązanie. Po trzecie jesteś w Akademii Policyjnej.
- Żartuję tylko. Chociaż nie i tak mu zrobię krzywdę jak go zobaczę. Ale mam już pewny plan i na razie tyłek będzie mi ratował Aomine, a resztę obmyśli się w czasie.
- Nie rozumiem.
- Aomine przez jakiś czas będzie moim chłopakiem, którego bardzo kocham.
Mana wykrzywił się. Nie za bardzo lubił Daikiego, był zbyt arogancki. Poza tym w wieku dwunastu lat jego wyobraźnia czasem zmierzała na zły tor, przez co jeszcze bardziej się zniesmaczył.
- On się na to zgodził?
- Oczywiście w zamian za coś, ale tak. Jest mi cholernie potrzebny, bo pewnie nie raz jeszcze spotkam Taigę.
- Ej, a rodzice będą o tym wiedzieć? - zapytał z iskierką nadziei w oczach.
- Wiesz to wszystko musi być jak najbardziej realistyczne - powiedziała z uśmiechem. - Nie pisnę im ani słówka o tym, że to żart.
- Wściekną się.
12 października, piątek
Takie spotkania były naprawdę rzadkie. Raz na pół roku. Częściej widywali się pojedynczo lub w trzy osobowych grupach. Jako grupka utrzymywali dość płytkie stosunki. Jednak nie zapomnieli o sobie i raczej nigdy nie zapomną.
Dochodziła umówiona godzina, kiedy to cała siódemka miała przyjść do mieszkania Murasakibary. Z jednej strony był z tego zadowolony. Nie musiał nigdzie wychodzić i ciągnąć za sobą dziecka, którym teraz musiał zajmować się sam przez najbliższe dwa miesiące. Z drugiej strony pewnie narobią bałaganu i będzie musiał sprzątać. Był niby zadowolony, ale jednak wolałby inaczej spędzić wieczór.
- Wejść - mruknął z dużego pokoju, który robił za salon, jadalnie, sypialnię i pokój gościnny. Stół już był zastawiony odpowiednimi trunkami oraz smakołykami. Oczywiście słodyczy było mnóstwo, jak to przystało na Murasakibarę. Pieniądze na alkohol przeznaczyli pozostali z racji tego, że spotkanie jest u młodego ojca. Dzwonek rozbrzmiał w mieszkaniu ponownie. Warknął zdenerwowany, że będzie musiał się ruszyć otwierać drzwi. Zerknął na małą Sumire, która powoli raczkowała po kocyku, co chwila się zatrzymując i upadając.
- Przecież mówiłem, że macie wchodzić - mruknął zły, kiedy otworzył drzwi. Przez próg przemknęło sześć osób. Nikt nie zareaggował na jęczenie zmęczonego życiem mężczyzny. Wszyscy od razu zajęli swoje miejsca w salonie. Cóż prawie wszyscy, Satsuki wraz z Kise od razu pomknęli do dziecka.
- Cześć, mała - powiedziała przesłodzonym głosem Momoi, biorąc dziewczynkę na ręce. Sumire jednak niemal natychmiastowo się rozpłakała.
- Jej, nie chciałam…
- Daj mi ją, Satsuki. - Ryota przejął inicjatywę. Przytulił do siebie małą dziewczynkę i wstał. Zaczął chodzić z nią po pomieszczeniu.
- Nie podchodź z tym gadem do nas - mruknęła zniesmaczona Shiokami. Nie to, że nie lubiła dzieci. Po prostu wiedziała, że z nimi są same kłopoty, a od kłopotów trzeba się trzymać jak najdalej. Czasem wzięła na ręce roczne dziecko swojej kuzynki, ale to było raz na jakiś czas. Nie chciała dzisiajszego wieczoru zostać nianką, dlatego wolała stronić od małej. Zresztą już i tak każdy wiedział, kto będzie spełniał rolę opiekunki. Kise bardzo dobrze się dogadywał z małą Murasakibarą.
- Jeżeli chociaż jęknie, to cię zmiażdżę - powiedział beznamiętnie ojciec, który siadł w swoim ulubionym fotelu i niemal natychmiast wziął do rąk miskę chipsów.
- Satsuki, Kise ma od ciebie lepszy instynkt macierzyński - zadrwił Aomine, nalewając do swojego kubka Pepsi. Na jego nieszczęście, każdy stwierdził, że jak już nalewa to może nalać każdemu.
- Coż, Ryota będzie dobrą matką - dodała Shi.
- Tak poza tym, to gdzie jest Kurokocchi? - zapytał, kładąc Sumire na ziemi.
- To go nie ma? - Midorima zaczął się rozglądać.
- Faktycznie - jęknęła Shi.
- Poszedł zobaczyć się z Taigą, możliwe, że go tu przyprowadzi - wyjaśniła Momoi, która właśnie zajęła swoje miejsce przy stole.
Dochodziła umówiona godzina, kiedy to cała siódemka miała przyjść do mieszkania Murasakibary. Z jednej strony był z tego zadowolony. Nie musiał nigdzie wychodzić i ciągnąć za sobą dziecka, którym teraz musiał zajmować się sam przez najbliższe dwa miesiące. Z drugiej strony pewnie narobią bałaganu i będzie musiał sprzątać. Był niby zadowolony, ale jednak wolałby inaczej spędzić wieczór.
- Wejść - mruknął z dużego pokoju, który robił za salon, jadalnie, sypialnię i pokój gościnny. Stół już był zastawiony odpowiednimi trunkami oraz smakołykami. Oczywiście słodyczy było mnóstwo, jak to przystało na Murasakibarę. Pieniądze na alkohol przeznaczyli pozostali z racji tego, że spotkanie jest u młodego ojca. Dzwonek rozbrzmiał w mieszkaniu ponownie. Warknął zdenerwowany, że będzie musiał się ruszyć otwierać drzwi. Zerknął na małą Sumire, która powoli raczkowała po kocyku, co chwila się zatrzymując i upadając.
- Przecież mówiłem, że macie wchodzić - mruknął zły, kiedy otworzył drzwi. Przez próg przemknęło sześć osób. Nikt nie zareaggował na jęczenie zmęczonego życiem mężczyzny. Wszyscy od razu zajęli swoje miejsca w salonie. Cóż prawie wszyscy, Satsuki wraz z Kise od razu pomknęli do dziecka.
- Cześć, mała - powiedziała przesłodzonym głosem Momoi, biorąc dziewczynkę na ręce. Sumire jednak niemal natychmiastowo się rozpłakała.
- Jej, nie chciałam…
- Daj mi ją, Satsuki. - Ryota przejął inicjatywę. Przytulił do siebie małą dziewczynkę i wstał. Zaczął chodzić z nią po pomieszczeniu.
- Nie podchodź z tym gadem do nas - mruknęła zniesmaczona Shiokami. Nie to, że nie lubiła dzieci. Po prostu wiedziała, że z nimi są same kłopoty, a od kłopotów trzeba się trzymać jak najdalej. Czasem wzięła na ręce roczne dziecko swojej kuzynki, ale to było raz na jakiś czas. Nie chciała dzisiajszego wieczoru zostać nianką, dlatego wolała stronić od małej. Zresztą już i tak każdy wiedział, kto będzie spełniał rolę opiekunki. Kise bardzo dobrze się dogadywał z małą Murasakibarą.
- Jeżeli chociaż jęknie, to cię zmiażdżę - powiedział beznamiętnie ojciec, który siadł w swoim ulubionym fotelu i niemal natychmiast wziął do rąk miskę chipsów.
- Satsuki, Kise ma od ciebie lepszy instynkt macierzyński - zadrwił Aomine, nalewając do swojego kubka Pepsi. Na jego nieszczęście, każdy stwierdził, że jak już nalewa to może nalać każdemu.
- Coż, Ryota będzie dobrą matką - dodała Shi.
- Tak poza tym, to gdzie jest Kurokocchi? - zapytał, kładąc Sumire na ziemi.
- To go nie ma? - Midorima zaczął się rozglądać.
- Faktycznie - jęknęła Shi.
- Poszedł zobaczyć się z Taigą, możliwe, że go tu przyprowadzi - wyjaśniła Momoi, która właśnie zajęła swoje miejsce przy stole.
- Słucham? - Yamana nieco podniosła głos.
- Spokojnie, misiaczku, będzie śmiesznie jak tu przyjdzie - prychnął leniwie Daiki.
- W chuj śmiesznie - warknęła.
- Misiaczku? - usłyszeli zdezorientowany głos Murasakibary, Ryoty i Satsuki. Shintaro jedynie patrzył na ową dwójkę jakby właśnie zobaczył ducha, a Seijuro spokojnie pił napój, czekając na wyjaśnienia. Zresztą i tak już się wszystkiego domyślał.
- Opowiedz im swój genialny plan - ponaglił dziewczynę Daiki.
- To nie jest na serio. To połowa mojego planu przeciwko Taidze. Udajemy po prostu bardzo szczęśliwą, kochającą się, parę. - Naprawdę to musiało im wystarczyć. Nie miała zamiaru się produkować. I tak pewnie Kise po tym spotkaniu nie da jej spokoju i będzie chciał wszystko wiedzieć.
- Plan rodem z piaskownicy - stwierdził Akashi.
- Oni naprawę mają zamiar tu przyjść, Satsuki? - zapytała zaniepokojona.
- Jeżeli Tetsu namówi Taigę to pewnie tak.
- Super. Zabiję Kuroko.
Kise zabrał się za polewanie alkoholu. W końcu trzeba jakoś zacząć ten miły wieczór. Wznieśli toast za nic i wypili.
- Jakby co to od ilu jesteście razem? - spytał Akashi.
- Od dwóch tygodni - odpowiedziała bez namysłu.
- To nierealne. Nie wytrzymałbym tyle z tobą - rzucił Daiki.
- Tak naprawdę to nawet bym o tobie nie pomyślała jako o potencjalnym partnerze - prychnęła.
- Widzę, że już się nawet kłócicie jak stare małżeństwo - zażartował Ryota.
Po chwili Sumire nie wytrzymała i po mieszkaniu rozbiegł się doniosły płacz dziecka. Murasakibara mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem, zabrał małą do jej pokoju, aby ukołysać dziecko do snu. W końcu było już w pół do dziewiątej. To najwyższa pora na nią. Czasem miał dość tego ojcowania. Nawet nie może się dziś porządnie napić. Skończy się pewnie na trzecim kieliszku. Pewnie też nie raz jego dziewczynka się obudzi z płaczem i będzie musiał się z nią męczyć. Bywały chwile, gdy myślał, że zabije swoją partnerkę za to, że wyjechała na dwa miesiące do pracy i wróci dopiero w grudniu. Kiedy w końcu Sumire zasnęła, po cichu wyszedł z pokoju, zostawiając zapaloną lampkę. Myślał, że się wścieknie, kiedy rozległ się dźwięk pukania.
- Cisza! - przywitał warknięciem dwóch gości.
- Cześć, Murasakibara. - Do środka wszedł Tetsuya a zaraz za nim Taiga.
- Dawno się nie widzieliśmy, Atsushi - czerwonowłosy stanął na przeciwko niego.
- Taa, trochę mi cię szkoda. Zaraz pewnie zginiesz - mruknął ociężale. - Chodźcie.
Tego mógł się spodziewać. Kiedy tylko Taiga przekroczył próg, Yamana niemal nie rzuciła w niego szklanką. Zacisnęła pięści i próbowała wytrzymać, ale kiedy tylko ich spojrzenia się się spotkały, wstała z impetem od stołu.
- Tetsu grabisz sobie - rzuciła i wyszła z pomieszczenia. Udała się do kuchni, gdzie na ladzie stały jeszcze dwie litrowe butelki wódki. Otworzyła jedną z nich, znalazła szklankę , w którą nalała trunek i jednym duszkiem upiła go. Potem plasnęła się ręką w czoło. Co ona właściwie zrobiła? Chce się upić, czy co? To nie rozwiązanie, to nie pomoc. Umyła szklankę i odstawiła na swoje miejsce. Nie zorientowała się, że Tetsu cały czas stał w progu i obserwował jej działania. Rozważała nad opuszczeniem przyjaciół i udaniu się do domu.
- Możemy pogadać - odezwał się w końcu.
- Długo tu jesteś? - jęknęła, odwracając się w jego stronę.
- Jeżeli pytasz czy widziałem, to tak - odsunął krzesło od stołu i usiadł na nim. Kiwnął głową na Shi, aby ona również usiadła. Zrobiła grymas, ale posłusznie zajęła miejsce na przeciwko Tetsu.
- Wiem, że to było żałosne, ale zrozum - westchnęła. Było jej z lekka głupio przed Kuroko.
- Rozumiem cię całkowicie. Shi muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego i zanim mi przerwiesz i wyjdziesz, to jednak mnie wysłuchaj. Obiecujesz? - zapytał z miną poważniejszą niż zwykle. Zaczęła powoli się domyślać o czym chce z nią porozmawiać, więc już teraz miała ochotę wyjść. Z pokoju słychać było donośny śmiech Ryoty. Jak on mógł tak dobrze się bawić w towarzystwie Kagami’ego?
- Mów o co chodzi - rzuciła.
- Obiecujesz?
- Spróbuję, ale jeżeli mnie naprawdę wkurzysz, to wyjdę.
- Kagami cię nigdy nie sprzedał. Nie zrobił tego.
- Kuroko…
- Mówię serio. Ayato wszystko zmyślił. On jest chorym bandytą.
- Chyba jednak nie chce tego słuchać, Tetsu.
- Wierzysz w coś, co powiedział ci nieznajomy, zamiast w to co mówimy my?
- Ja wierzę w dowody, Tetsu, a nie puste słowa. Co ci powiedział Taiga, że nagle jesteś po jego stronie? - zapytała rozgoryczona i wstała od stołu. - Ciebie też sobie tak po prostu zostawił. Czemu ty go bronisz?
- Nie bronię. Tylko…
- Nie, nie chce jednak tego słuchać, Tetsu. To jest moja i jego sprawa, nie twoja - stwierdziła.
- Dobrze to powiedziałaś, Shiokami. Musimy to sobie sami wyjaśnić - usłyszała za sobą znienawidzony przez siebie głos. Powoli odwróciła się w jego stronę. Tetsu jedynie złapał się za głowę. Nie tak to miało wyglądać.
- Mało ci? - zapytała, unosząc jedną brew do góry.
- Jeżeli myślałaś, że tamtym ciosem mnie zniechęcisz, to przykro mi.
- Uff, już się bałam, że nie będę miała szansy się pobawić. Kolejna jest ręka, mam nadzieję, że nie grasz w koszykówkę - zrobiła krok w tył, kiedy Taiga się zbliżył. Stała teraz obok Tetsu, który pociągnął ją za rękaw jasnoszarej bluzy.
- Shi, daj spokój - próbował załagodzić narastające napięcie.
- Cisza - warknęła i odtrąciła dłoń chłopaka. - Cisza - powtórzyła łagodniejszym tonem, biorąc głęboki wdech. - Nie mam zamiaru cię bić, bo tylko wstydu ci przyniosę. Poradziłam sobie z tym, co mi zagwarantowałeś, sprzedając mnie jakiemuś psycholowi. Mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś w Ameryce - mówiła przez zaciśnięte zęby. Taiga podszedł bliżej, próbując zebrać jakieś słowa, które mogłyby chociaż w minimalnym stopniu przekonać Yamane na wysłuchanie go.
- Posłuchaj, to nie jest…
- Pierdole to co jest prawdą, a co nie - syknęła. - To ty posłuchaj mnie. To jest przeszłość, rozumiesz? Wszystko co z tobą związane to przeszłość, którą chce kompletnie wymazać. Nie mogę ci jednak rozkazać, abyś wyjechał - mówiła powoli, spokojnym tonem. Miała już dość ciągłego nerwowego kołatania serca. - Nie wchodź mi po prostu w drogę, nie mów do mnie i nie stój obok mnie. Wtedy jakoś to będzie, dobrze? - zapytała, starając się nadal być spokojna.
- Nie, nie dobrze! - warknął i podszedł jeszcze bliżej. - Nic nie jest dobrze, kiedy jestem oskarżany o coś, czego kurwa nie zrobiłem - syknął zdenerwowany i ledwo powstrzymał się, aby nie złapać dziewczyny za bluzę. Chciał jej wręcz wstukać do tego łba, że to nie on. Nie będzie obwiniany i taktowany jak szmaciarz, chuj i jeszcze nie wiadomo jakie obrazy, za coś czego nie zrobił. Nie musiała go ponownie kochać, nie musiała go nawet lubić czy z nim gadać. Miała jedynie uwierzyć, że to nie on. Tylko tego pragnął i wtedy jego sumienie byłoby czyste. O tym, że dał jej nadzieję śpiąc z nią, a później ją brutalnie odebrał już zapomniał. Niestety zapomniał.
- Zrobiłeś wystarczająco dużo, skurwielu - warknęła i walnęła go ręką, próbując odepchnąć. Jednak na czerwonowłosym nie zrobiło to żadnego wrażenia. Patrzył na nią z góry, na mając zamiaru się ruszyć.
- Odsuń się, bo nie mogę na ciebie patrzeć - syknęła, wpatrując mu się w oczy z pełną nienawiścią.
- Chyba słyszałeś co powiedziała, Taiga. Miałeś swój czas, teraz spadaj - odezwał się Aomine, który stał w progu, oparty o framugę. Przyszedł tu, kiedy Tetsu wrócił do salonu. Nie za bardzo chciało mu się ruszać tyłek, ale każdy był zdania, że chyba powinien tam iść. Więc tak o to się zjawił. Chwile przyglądał się sytuacji. Główni bohaterzy tego przedstawienia, nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że ktoś ich obserwuje. Byli zbyt pochłonięci swoją rozmową. Zaślepieni swoimi uczuciami, emocjami i racjami. Daiki stwierdził, że gdyby nie był świadkiem, to nigdy by nie uwierzył w to, że Shiokami kiedyś szalała za Taigą. Teraz by najbardziej chciała zobaczyć jak cierpi na przeróżne sposoby.
- Błagam cię Aomine, nie mieszaj się - rzucił oschle czerwonowłosy w stronę chłopaka, który poruszył się w ich stronę.
- Niestety chyba jestem zmuszony - mruknął, olewacko odpychając Kagami’ego i stając obok Yamany, która natychmiastowo złapała go za rękę.
Taiga widząc to, zmarszczył brwi i odsunął się dwa kroki do tyłu. Wydał z siebie niemy odgłos. Nie, to nie była prawda. Nie oni, nie ta dwójka. Szybciej by uwierzył, że to Ryota z nią będzie.
- Aomine nie żartuj sobie - sarknął.
- Nie żartuje. Twój występ się skończył. Możesz zejść ze sceny - powiedział przeciągle, znudzonym głosem.
- Nie wierzę w to - zaśmiał się ignorująco. - Shiokami jak go do tego zmusiłaś?
- Ty nie wierzysz mi, ja nie wierzę tobie. Jesteśmy kwita - prychnęła, a w tym samym momencie, Daiki przyciągnął dziewczynę bliżej, delikatnie ją przytulając. Jego druga dłoń spoczęła na pasie Yamany. Czarnooka ledwo powstrzymała śmiech. Musiała naprawdę dobrze grać.
- Dam ci w końcu takie dowody, że mi uwierzysz, a wtedy dopiero zostawię cię w spokoju - warknął i wyszedł z kuchni.
Aomine jeszcze przez chwilę nie puszczał dziewczyny, która zaczęła delikatnie chichotać.
- Co się tak trzęsiesz jak paralityk? - mruknął zdezorientowany, kiedy już ją puścił.
- Zapowiada się dobra zabawa - powiedziała cicho, nie mogąc powstrzymać chichotu.
- Ciekawe dla kogo - jęknął znudzony. - Muszę udawać jakiegoś pedalskiego pantofla, genialne - potargał sobie włosy jedną z dłoni.
- Ale widziałeś jego minę - przypomniała - Bezcenna.
- W chuj śmiesznie - warknęła.
- Misiaczku? - usłyszeli zdezorientowany głos Murasakibary, Ryoty i Satsuki. Shintaro jedynie patrzył na ową dwójkę jakby właśnie zobaczył ducha, a Seijuro spokojnie pił napój, czekając na wyjaśnienia. Zresztą i tak już się wszystkiego domyślał.
- Opowiedz im swój genialny plan - ponaglił dziewczynę Daiki.
- To nie jest na serio. To połowa mojego planu przeciwko Taidze. Udajemy po prostu bardzo szczęśliwą, kochającą się, parę. - Naprawdę to musiało im wystarczyć. Nie miała zamiaru się produkować. I tak pewnie Kise po tym spotkaniu nie da jej spokoju i będzie chciał wszystko wiedzieć.
- Plan rodem z piaskownicy - stwierdził Akashi.
- Oni naprawę mają zamiar tu przyjść, Satsuki? - zapytała zaniepokojona.
- Jeżeli Tetsu namówi Taigę to pewnie tak.
- Super. Zabiję Kuroko.
Kise zabrał się za polewanie alkoholu. W końcu trzeba jakoś zacząć ten miły wieczór. Wznieśli toast za nic i wypili.
- Jakby co to od ilu jesteście razem? - spytał Akashi.
- Od dwóch tygodni - odpowiedziała bez namysłu.
- To nierealne. Nie wytrzymałbym tyle z tobą - rzucił Daiki.
- Tak naprawdę to nawet bym o tobie nie pomyślała jako o potencjalnym partnerze - prychnęła.
- Widzę, że już się nawet kłócicie jak stare małżeństwo - zażartował Ryota.
Po chwili Sumire nie wytrzymała i po mieszkaniu rozbiegł się doniosły płacz dziecka. Murasakibara mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem, zabrał małą do jej pokoju, aby ukołysać dziecko do snu. W końcu było już w pół do dziewiątej. To najwyższa pora na nią. Czasem miał dość tego ojcowania. Nawet nie może się dziś porządnie napić. Skończy się pewnie na trzecim kieliszku. Pewnie też nie raz jego dziewczynka się obudzi z płaczem i będzie musiał się z nią męczyć. Bywały chwile, gdy myślał, że zabije swoją partnerkę za to, że wyjechała na dwa miesiące do pracy i wróci dopiero w grudniu. Kiedy w końcu Sumire zasnęła, po cichu wyszedł z pokoju, zostawiając zapaloną lampkę. Myślał, że się wścieknie, kiedy rozległ się dźwięk pukania.
- Cisza! - przywitał warknięciem dwóch gości.
- Cześć, Murasakibara. - Do środka wszedł Tetsuya a zaraz za nim Taiga.
- Dawno się nie widzieliśmy, Atsushi - czerwonowłosy stanął na przeciwko niego.
- Taa, trochę mi cię szkoda. Zaraz pewnie zginiesz - mruknął ociężale. - Chodźcie.
Tego mógł się spodziewać. Kiedy tylko Taiga przekroczył próg, Yamana niemal nie rzuciła w niego szklanką. Zacisnęła pięści i próbowała wytrzymać, ale kiedy tylko ich spojrzenia się się spotkały, wstała z impetem od stołu.
- Tetsu grabisz sobie - rzuciła i wyszła z pomieszczenia. Udała się do kuchni, gdzie na ladzie stały jeszcze dwie litrowe butelki wódki. Otworzyła jedną z nich, znalazła szklankę , w którą nalała trunek i jednym duszkiem upiła go. Potem plasnęła się ręką w czoło. Co ona właściwie zrobiła? Chce się upić, czy co? To nie rozwiązanie, to nie pomoc. Umyła szklankę i odstawiła na swoje miejsce. Nie zorientowała się, że Tetsu cały czas stał w progu i obserwował jej działania. Rozważała nad opuszczeniem przyjaciół i udaniu się do domu.
- Możemy pogadać - odezwał się w końcu.
- Długo tu jesteś? - jęknęła, odwracając się w jego stronę.
- Jeżeli pytasz czy widziałem, to tak - odsunął krzesło od stołu i usiadł na nim. Kiwnął głową na Shi, aby ona również usiadła. Zrobiła grymas, ale posłusznie zajęła miejsce na przeciwko Tetsu.
- Wiem, że to było żałosne, ale zrozum - westchnęła. Było jej z lekka głupio przed Kuroko.
- Rozumiem cię całkowicie. Shi muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego i zanim mi przerwiesz i wyjdziesz, to jednak mnie wysłuchaj. Obiecujesz? - zapytał z miną poważniejszą niż zwykle. Zaczęła powoli się domyślać o czym chce z nią porozmawiać, więc już teraz miała ochotę wyjść. Z pokoju słychać było donośny śmiech Ryoty. Jak on mógł tak dobrze się bawić w towarzystwie Kagami’ego?
- Mów o co chodzi - rzuciła.
- Obiecujesz?
- Spróbuję, ale jeżeli mnie naprawdę wkurzysz, to wyjdę.
- Kagami cię nigdy nie sprzedał. Nie zrobił tego.
- Kuroko…
- Mówię serio. Ayato wszystko zmyślił. On jest chorym bandytą.
- Chyba jednak nie chce tego słuchać, Tetsu.
- Wierzysz w coś, co powiedział ci nieznajomy, zamiast w to co mówimy my?
- Ja wierzę w dowody, Tetsu, a nie puste słowa. Co ci powiedział Taiga, że nagle jesteś po jego stronie? - zapytała rozgoryczona i wstała od stołu. - Ciebie też sobie tak po prostu zostawił. Czemu ty go bronisz?
- Nie bronię. Tylko…
- Nie, nie chce jednak tego słuchać, Tetsu. To jest moja i jego sprawa, nie twoja - stwierdziła.
- Dobrze to powiedziałaś, Shiokami. Musimy to sobie sami wyjaśnić - usłyszała za sobą znienawidzony przez siebie głos. Powoli odwróciła się w jego stronę. Tetsu jedynie złapał się za głowę. Nie tak to miało wyglądać.
- Mało ci? - zapytała, unosząc jedną brew do góry.
- Jeżeli myślałaś, że tamtym ciosem mnie zniechęcisz, to przykro mi.
- Uff, już się bałam, że nie będę miała szansy się pobawić. Kolejna jest ręka, mam nadzieję, że nie grasz w koszykówkę - zrobiła krok w tył, kiedy Taiga się zbliżył. Stała teraz obok Tetsu, który pociągnął ją za rękaw jasnoszarej bluzy.
- Shi, daj spokój - próbował załagodzić narastające napięcie.
- Cisza - warknęła i odtrąciła dłoń chłopaka. - Cisza - powtórzyła łagodniejszym tonem, biorąc głęboki wdech. - Nie mam zamiaru cię bić, bo tylko wstydu ci przyniosę. Poradziłam sobie z tym, co mi zagwarantowałeś, sprzedając mnie jakiemuś psycholowi. Mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś w Ameryce - mówiła przez zaciśnięte zęby. Taiga podszedł bliżej, próbując zebrać jakieś słowa, które mogłyby chociaż w minimalnym stopniu przekonać Yamane na wysłuchanie go.
- Posłuchaj, to nie jest…
- Pierdole to co jest prawdą, a co nie - syknęła. - To ty posłuchaj mnie. To jest przeszłość, rozumiesz? Wszystko co z tobą związane to przeszłość, którą chce kompletnie wymazać. Nie mogę ci jednak rozkazać, abyś wyjechał - mówiła powoli, spokojnym tonem. Miała już dość ciągłego nerwowego kołatania serca. - Nie wchodź mi po prostu w drogę, nie mów do mnie i nie stój obok mnie. Wtedy jakoś to będzie, dobrze? - zapytała, starając się nadal być spokojna.
- Nie, nie dobrze! - warknął i podszedł jeszcze bliżej. - Nic nie jest dobrze, kiedy jestem oskarżany o coś, czego kurwa nie zrobiłem - syknął zdenerwowany i ledwo powstrzymał się, aby nie złapać dziewczyny za bluzę. Chciał jej wręcz wstukać do tego łba, że to nie on. Nie będzie obwiniany i taktowany jak szmaciarz, chuj i jeszcze nie wiadomo jakie obrazy, za coś czego nie zrobił. Nie musiała go ponownie kochać, nie musiała go nawet lubić czy z nim gadać. Miała jedynie uwierzyć, że to nie on. Tylko tego pragnął i wtedy jego sumienie byłoby czyste. O tym, że dał jej nadzieję śpiąc z nią, a później ją brutalnie odebrał już zapomniał. Niestety zapomniał.
- Zrobiłeś wystarczająco dużo, skurwielu - warknęła i walnęła go ręką, próbując odepchnąć. Jednak na czerwonowłosym nie zrobiło to żadnego wrażenia. Patrzył na nią z góry, na mając zamiaru się ruszyć.
- Odsuń się, bo nie mogę na ciebie patrzeć - syknęła, wpatrując mu się w oczy z pełną nienawiścią.
- Chyba słyszałeś co powiedziała, Taiga. Miałeś swój czas, teraz spadaj - odezwał się Aomine, który stał w progu, oparty o framugę. Przyszedł tu, kiedy Tetsu wrócił do salonu. Nie za bardzo chciało mu się ruszać tyłek, ale każdy był zdania, że chyba powinien tam iść. Więc tak o to się zjawił. Chwile przyglądał się sytuacji. Główni bohaterzy tego przedstawienia, nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że ktoś ich obserwuje. Byli zbyt pochłonięci swoją rozmową. Zaślepieni swoimi uczuciami, emocjami i racjami. Daiki stwierdził, że gdyby nie był świadkiem, to nigdy by nie uwierzył w to, że Shiokami kiedyś szalała za Taigą. Teraz by najbardziej chciała zobaczyć jak cierpi na przeróżne sposoby.
- Błagam cię Aomine, nie mieszaj się - rzucił oschle czerwonowłosy w stronę chłopaka, który poruszył się w ich stronę.
- Niestety chyba jestem zmuszony - mruknął, olewacko odpychając Kagami’ego i stając obok Yamany, która natychmiastowo złapała go za rękę.
Taiga widząc to, zmarszczył brwi i odsunął się dwa kroki do tyłu. Wydał z siebie niemy odgłos. Nie, to nie była prawda. Nie oni, nie ta dwójka. Szybciej by uwierzył, że to Ryota z nią będzie.
- Aomine nie żartuj sobie - sarknął.
- Nie żartuje. Twój występ się skończył. Możesz zejść ze sceny - powiedział przeciągle, znudzonym głosem.
- Nie wierzę w to - zaśmiał się ignorująco. - Shiokami jak go do tego zmusiłaś?
- Ty nie wierzysz mi, ja nie wierzę tobie. Jesteśmy kwita - prychnęła, a w tym samym momencie, Daiki przyciągnął dziewczynę bliżej, delikatnie ją przytulając. Jego druga dłoń spoczęła na pasie Yamany. Czarnooka ledwo powstrzymała śmiech. Musiała naprawdę dobrze grać.
- Dam ci w końcu takie dowody, że mi uwierzysz, a wtedy dopiero zostawię cię w spokoju - warknął i wyszedł z kuchni.
Aomine jeszcze przez chwilę nie puszczał dziewczyny, która zaczęła delikatnie chichotać.
- Co się tak trzęsiesz jak paralityk? - mruknął zdezorientowany, kiedy już ją puścił.
- Zapowiada się dobra zabawa - powiedziała cicho, nie mogąc powstrzymać chichotu.
- Ciekawe dla kogo - jęknął znudzony. - Muszę udawać jakiegoś pedalskiego pantofla, genialne - potargał sobie włosy jedną z dłoni.
- Ale widziałeś jego minę - przypomniała - Bezcenna.
Dooooooooooooobryyyyyyy.
Oto ten bardzo tajemniczy pan z obrazka, który zwie się Ayato Kirishima (Tokyo Ghoul), tutaj dostał rolę jako psychopata-bandzior Ayato Kanoko - młodszy brat Arate.
fajny szablon?
Robiłam go tylko, kurwa, cały dzień.
TYLKO.
Koniec wakacji. Jedynie festiwal muzyczny przede mną i znów zabawa z fizyką i matmą.
A tak serio to znów przynajmniej raz w tygodniu będę gubiła drogę do szkoły i nagle znajdę się na opuszczonych hutach xD
Trochę w tym rozdzialiku wyjaśniłam, chyba. Prawda?
4 mam już napisaną, także tylko czekać do połowy września.
Dziękuję za wyświetlenia, obserwowanie i opinie.
Mimo wszystko to cieszy.
Yo! ♥